Japonia – to wszystko przez mangę i anime, i mojego męża

Moje marzenie tak naprawdę zrodziło się dopiero w gimnazjum, kiedy obejrzałam po raz pierwszy w życiu moje pierwsze poważne anime: Hellsing, sezon 1. Moje wcześniejsze doświadczenia ograniczały się do typowych dla mojego pokolenia tytułów (np. Czarodziejka z Księżyca, Dragon Ball, Kapitan Tsubasa, Pokemony i inne), dlatego Hellsing to było coś. Kolejny stopień wtajemniczenia, który zawdzięczam mojemu kuzynowi.

Później, dzięki portalom z mangą i tomikami podrzucanymi mi przez kuzyna straciłam głowę dla japońskiej twórczości. Do dzisiaj czytam regularnie wiele tytułów. Uwielbiam to tak samo, jak Japonię.

Wtedy, kiedy młody człowiek tak karmi się tym wszystkim, to w jego głowie rodzi się myśl, poniekąd słuszna, że kraj, który wydał tych świetnych autorów musi być niesamowity. Z tej myśli wyrasta marzenie, aby kiedyś tam dotrzeć. A gdy ono się spełnia i już jest się na miejscu, w Japonii, i odwiedza się Tokio, Yokohamę, Kamakurę i inne, to już wiadomo, skąd autorzy mangi i anime czerpią inspirację. Wszystko wygląda dokładnie tak, jak w tych „bajkach i komiksach”.


Do dzisiaj nie wiem, jak to się stało, że ten filmik TAK wygląda 🙂

Od tej pory wierzę, że jeżeli ktoś chce poznać kraj i ludzi, to powinien uważnie studiować płody z ich pól literatury i sztuki. „Poznacie ich po ich owocach”.

Grom z jasnego nieba

Stało się to wtedy, kiedy kończyłam pracę w firmie, którą wspierałam przez niemal pięć lat. Miałam przeprowadzić się do mojego obecnie męża, do Wrocławia. Był to rok 2012.

Nie zgadniesz co! – powiedział do mnie przez telefon.

No nie zgadnę!

Jadę w delegację do Japonii! Firma mnie wysyła!

Wspaniale, gratuluję! – rzekłam i pomyślałam, że też bym chętnie pojechała.

Mam nadzieję, że pojedziesz ze mną chociaż na chwilę?

Jakże mogłam odmówić? 🙂

W niedługim czasie znalazłam się wraz z Jakubem na lotnisku we Wrocławiu, gdzie tłumaczył mi szczegółowo, co, jak i gdzie robić. Wszystko wyglądało na skomplikowane i zarazem podniosłe. W końcu przygotowywałam się do mojego pierwszego lotu samolotem, który miał odbyć się za półtorej miesiąca. Co więcej, od razu na drugi koniec świata!

Drugi raz pojawiłam się na lotnisku wtedy, kiedy miał odbyć się mój pierwszy lot. Wszystko przebiegło sprawnie i okazało się, że cała procedura jest o wiele krótsza niż sobie wyobrażałam. Trochę nerwowego oczekiwania i weszłam do samolotu. Pierwszy start, pierwsze lądowanie – niesamowicie pozytywne emocje! Przesiadka we Frankfurcie była bardzo stresująca, bo pierwsza. Wsiadam na pokład kolejnego samolotu, po raz pierwszy jem okropne jedzenie podawane w samolocie, za kilka godzin stawiam pierwsze kroki na japońskiej ziemi…

Kiedy odbierałam bagaż i przechodziłam przez odprawę celną celnik zdziwił się, że mam tak mało bagażu. Trzy razy upewniał się, że to jest mój cały bagaż. W porównaniu do Japonek i Japończyków, do których toreb mogłabym wejść w całości, tak w sumie to nie miałam bagażu, stąd też jego zdziwienie. Przestrzegam jednak – nie bierzcie zbyt małego bagażu do Japonii. Pewien nasz znajomy wziął kiedyś jedynie walizkę ręczną i został przez to dokładnie skontrolowany 😉

Zagubiona na lotnisku w Naricie

Zanim wyleciałam z Polski dostałam od Jakuba szczegółowe instrukcje gdzie co jest i co powinnam zrobić. I tak oto z planem działania i z dolarami w portfelu poszłam do kantoru wymienić je na jeny. Wtedy 100 jenów było warte 4zł, a za 100 jenów prawie niczego nie można było kupić.

Pozbywszy się dolarów na rzecz japońskiej waluty udałam się do centrum turystycznego, aby zakupić bilet na Narita Express do Yokohamy, gdzie mieliśmy nocować. Obyło się bez zbędnych problemów, panie doskonale umiały mówić po angielsku. Zadowolona z siebie wyszłam z centrum dla turystów. Miałam jeszcze niemal dwie godziny do pociągu, więc wyciągnęłam telefon komórkowy, aby powiadomić Kubę, że niedługo będę. Zamarłam… Mój telefon nie działał, nie wykrywał żadnej sieci! A miałam roaming*! Co tu zrobić?!

Taka różnorodnośćDokąd zmierzasz? Skąd przybywasz?

Pierwsze co zauważyłam, to telefony na monety. Tak, zadzwonię w ten sposób! Do owych automatów telefonicznych należało wrzucać monety 100-jenowe. Miałam kilka, więc mogłam ich użyć! Wrzucam, wybieram numer… Nie działa. Podchodzę więc do informacji. Może dziewczyny tam pracujące znają rozwiązanie.

Dzień dobry.

Dzień dobry! – przywitała się Japonka nie szczędząc mi swojego ładnego, szerokiego uśmiechu.

Czy nie wiecie może jak mogę zadzwonić z tych automatów do osoby zza granicy, która znajduje się teraz na terenie Japonii?

Zapadła krótka chwila milczenia. Dziewczyny spojrzały na siebie i zaczęły rozmawiać po japońsku. Już wiedziałam, czym to pachnie, ale nie chciałam przesądzać o sytuacji.

Przepraszamy, ale nie umiemy Pani pomóc.

Kiedy usłyszysz z ust Japończyka takie oto zdanie musisz odpowiednio zareagować. I to szybko. Z jakiego powodu? Ponieważ może on/ona stracić twarz, a strata twarzy to duża ujma. Japończycy nie lubią przyznawać się do tego, że czegoś nie wiedzą. Uwielbiają za to służyć pomocą i pokazać, ile wiedzą, czy umieją. W tym wypadku podziękowałam Japonkom za próbę pomocy i stwierdziłam, że w sumie ten mój potencjalny telefon nie jest taki ważny i to żaden problem. Kwestia kontaktu nadal pozostała nierozwiązana.

Człowiek w sytuacji, która wydaje mu się zagrożeniem, jest bardzo kreatywny. Przypomniałam sobie, że dostałam od Kuby kartkę ze zdjęciem i adresem miejsca, gdzie będziemy spać. Może można się do nich dodzwonić i stamtąd przekierują rozmowę do odpowiedniego pokoju?

Ślady Ameryki w JaponiiCoś tu nie pasuje… 🙂

Na wydruku nie miałam żadnej informacji o numerze telefonu. Na szczęście zauważyłam Koreańczyka, który miał laptop. Doskonale mówił po angielsku i miał internet. Chętnie pomógł mi w znalezieniu potrzebnej mi informacji. Zadowolona i pełna zapału zadzwoniłam z automatów.

Halo? – usłyszałam w słuchawce głos Japończyka.

Dzień dobry. Czy mógłby mi Pan pomóc w kontakcie z pokojem XX pod adresem YY w Yokohamie? To dość ważna sprawa.

Proszę Pani, czy Pani myśli, że dodzwoniła się Pani do hotelu?

Nie proszę Pana, jestem pewna, że dodzwoniłam się do ZZ. Czy istnieje możliwość takiego przekierowania rozmowy?

Czy pani uważa, że dodzwoniła się do hotelu??? – w głosie Japończyka zaczęła pojawiać się wyraźna, narastająca irytacja.

Z takiej sytuacji jest tylko jedno wyjście. Ponieważ jasne było, że nie dojdziemy do porozumienia, a mój rozmówca nie raczył mi wyjaśnić z jakiego powodu takie połączenie jest niemożliwe, należało zacząć bardzo przepraszać za pomyłkę i kłopot. Przy rozmówcy, który czuje przewagę i jest przede wszystkim starszym mężczyzną, wypada się ukorzyć. Możliwe, że za przyznanie się do bycia głupim gaijinem były dodatkowe punkty. Mnie ominęły. I nadal nie miałam rozwiązania.

Zestresowana, powstrzymując nadchodzący drugi atak histerii, poszłam na peron. A jeżeli mój Kuba mnie nie znajdzie w tym tłumie? Jak dostanę się do mieszkania? Jak tam dotrę? Czy w ogóle wysiądę na dobrej stacji?!

Na szczęście na peronie było już kilku turystów. Musiałam wyjść ze swojej strefy komfortu i rozpocząć rozmowę. Podeszłam do pewnej starszej pary. Niestety, im także nie działały telefony. Podeszłam do kolejnej i był to strzał w dziesiątkę! Pozwolili mi wysłać SMSa! Teraz byłam spokojniejsza, ale nadal w mojej głowie kłębiły się setki pytań zaczynających się od „jak” i „czy”.

Koniec końców wysiadłam na odpowiedniej stacji. W każdym pociągu i w metrze komunikaty nadawane są w językach japońskim i angielskim. Także nad wyjściem rozpisane są dokładnie wszystkie stacje i wyświetla się ta, która jest kolejnym przystankiem. Wysiadłam w Yokohamie, Jakub mnie odnalazł. Mogłam się zrelaksować, a on naśmiać z moich lotniskowych akrobacji 🙂

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że przywiozłam ze sobą coś więcej niż bagaż…


Choć tytuł brzmi „przez”, to tak naprawdę mam na myśli „dzięki” 😉

* Mój mąż wytłumaczył mi później, że GSM nie działa w Japonii, ponieważ najstarszą obsługiwaną przez nich technologią telefonii komórkowych jest UMTS. Mam nadzieję, że coś Wam to mówi 😛

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *