Lwów o smaku czekolady

Choć tego dnia było dość chłodno, Lwów przywitał nas nader gorąco i słodko. Zanim jednak pozwoliliśmy sobie wpaść w te czekoladowe objęcia, poszliśmy do hostelu, w którym nocowaliśmy także za pierwszym razem, aby zostawić swoje rzeczy. Byliśmy również głodni, więc niezwłocznie rozpoczęliśmy poszukiwania dobrego miejsca na smaczny posiłek.

Politechnika we Lwowie
Politechnika Lwowska

Niedaleko centrum znaleźliśmy mały bar, w którym było dość wielu Ukraińców. Stwierdziliśmy, że skoro miejscowi tam jadają, to muszą gotować smacznie i tanio – nie myliliśmy się 🙂 W knajpce pracowały dwie przesympatyczne panie. Menu było dość skromne, ale zawierało w sobie wiele dań, które zdecydowana większość osób lubi. Osobiście wybrałam kotlet z piersi kurczaka.

– Oj, dzisiaj tego nie polecam, nie za bardzo wyszło. Może spróbujesz kotleta schabowego?

Oczywiście, spróbowałam. Wybór był bardzo dobry!

To nie była pierwsza sytuacja, w której właściciel knajpy, a zwłaszcza sklepu odradza nam zakup jakiegoś towaru ze względu na jego słabą jakość. Choć niektórym może się to wydawać próbą naciągnięcia zagranicznego klienta na towar droższy, zapewniam, że zazwyczaj proponowane w zamian towary są w tej samej cenie. Ukraińcy po prostu dbają o reputację swoich biznesów 🙂

Lwowskie Muzeum Czekolady

Takiej przyjemności nie mogłam sobie odmówić! Zakupiliśmy w kasie bilety na najbliższe zwiedzanie, do którego mieliśmy całe półtorej godziny wolnego czasu. Ponieważ Muzeum jest zlokalizowane blisko centrum, poszliśmy na kawę i gorącą czekoladę do innego czekoladowego przybytku – Lwowskiej Fabryki Czekolady. Było naprawdę pysznie! Oprócz świetnego wyboru różnych wyrobów, można było także podglądać, jak zostają one przygotowywane. Dla takiego łasucha jak ja, jest to nie lada gratka.

Fabryka Czekolady
Wyroby Lwowskiej Fabryki Czekolady

Po chwilach relaksującej kontemplacji opuściliśmy Fabrykę i udaliśmy się do Muzeum. Zwiedzanie zaczęło się od przedstawienia historii przybytku, następnie weszliśmy do pokoju wypełnionego różnymi dziełami z czekolady. Nie mogłam uwierzyć, że tak piękne obrazy czy pełne detali rzeźby powstają jedynie z czekolady!

Po zwiedzaniu zaproszono nas do trzeciego pokoju z ławami, krzesłami i stołami. Jak się okazało – na degustację. Zanim jednak prowadzące przeszły do degustacji, zorganizowany został konkurs, w którym chętnie brali udział najmłodsi. Za wiersz lub piosenkę otrzymywało się garść czekoladowych słodyczy.

Czekoladowa rzeźba
To wszystko jest zrobione z czekolady!

Do degustacji otrzymaliśmy płynną czekoladę – bardzo dobrą i równie słodką. Do tego każdy uczestnik oprowadzania i degustacji otrzymywał pudełko słodyczy! Nie mogłam sobie odmówić spróbowania ich smaku. Wiecie czym smakowały? Czekoladą mojego dzieciństwa. Tą czekoladą z lat dziewięćdziesiątych w Polsce, która kojarzy mi się dzisiaj z czymś pomiędzy prawdziwą czekoladą a wyrobem czekoladopodobnym. Od razu stają przed oczyma piękne wspomnienia minionych dni…

W „Kryjówce”

Jak postanowiliśmy wraz z Łukaszem podczas pierwszej wizyty we Lwowie, tak zrobiliśmy. Na szczęście, reszta naszej kompanii poszła wraz z nami. Po krótkich rozmowach ze strażnikiem, który objaśniał nam, jak powinno brzmieć prawidłowe hasło, weszliśmy do środka. Niestety, strażnik nie pozwolił sobie zrobić zdjęcia.

Wnętrze nie powalało (choć było bardzo klimatyczne), ceny za to – jak najbardziej. Okazało się, że nie ma się czego obawiać. W tle puszczano pieśni powstańcze i narodowościowe, a niedługo przed naszym wyjściem występu zaczął udzielać zespół grający na podobną nutę. Czytelnikom podkreślam, ponieważ sama nasłuchałam się różnych opowieści na temat tego miejsca, że w „Kryjówce” nie ma tak naprawdę żadnej zaszytej idei. To jest miejsce komercyjne, jest to odpowiedź na panującą wśród młodych modę – biznes, nic poza tym. Bardziej klimatyczny był „Rurmajster”.

Nikifor Krynicki
Nikifor Krynicki, Łemko

Powrót do Polski

Z pewną niechęcią przekraczaliśmy granicę między Ukrainą a Polską. Przyjazd do kraju oznaczał powrót za biurka, a Ukraina kryła jeszcze tyle tajemnic, które warto odkryć! Gdy wspominaliśmy przemiłe spotkania, małe wpadki i przemoczone buty, Wrocław witał nas u swych bram.

To już niemal ostatni wpis z wyprawy w Ukrainę. Niemal ostatni, ponieważ za tydzień opublikuję bilans naszej hulaszczej wycieczki. Śmiem twierdzić, że wyszło taniej niż nad Polskim morzem 😉 Zapraszam!


Ciekawe linki:

9 Replies to “Lwów o smaku czekolady”

  1. Masa

    Jeśli urlopu wystarczy i finanse pozwolą w tym roku wybiorę się na wyprawę rowerową do Lwowa i po jego okolicach. Dobrze jest się dowiedzieć, że ludzie są przyjaźnie nastawieni.

    Odpowiedz
    • Mandross

      Troszkę się rozwijamy, dziękuję. Wracając do sedna sprawy, jak Polacy głoszą idee patriotyczne, dumnie niosą flagę podczas marszu niepodległości to dobrze, jak Ukraińcy chcą celebrować swoją państwowość to już banderowcy, ludobójcy? Moim zdaniem Ukraińcy mają takie samo prawo do bycia dumnym narodem jak i Polacy. I żeby nie było wątpliwości nie popieram gloryfikacji zbrodni. Jednocześnie wiem, że nie jesteśmy w niczym lepsi? Proszę, poczytaj trochę jak traktowaliśmy Niemców na zachodzie. Nawet sama nazwa, 'ziemie odzyskane’, odebraliśmy co nasze, nikt nie wspomina tysięcy ludzkich tragedii z tym związanych.
      Następnym razem pisząc taki lakoniczny, zaczepny komentarz pomyśl sobie że świat nie jest binarny. Między 0 a 1 jest jeszcze cała masa innych wartości.

      Odpowiedz
      • Justyna Maserak Autor wpisu

        Dodałabym jeszcze tragedię dzieci po niemieckich żołnierzach. Ostatnio było na Wykopie, straszne, żadne dziecko nie zasługuje na takie traktowanie, gdyż nikomu krzywdy nie wyrządziło. Co do UPA, to też nie było do szpiku kości złe. Ci, którzy ostrzegli naszych rodaków przed atakami raczej nie byli jasnowidzami, tylko gdzieś tę wiedzę zdobyli. Ostrzegali ryzykując życiem. My też mamy wśród Żołnierzy Wyklętych zarówno zbrodniarzy, jak i bohaterów.

        Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *