Słodko-gorzkie życie wojownika sumo

Bilety kupiliśmy przez internet. W dniu turnieju wstaliśmy bardzo wcześnie, byliśmy bardzo podekscytowani – turniej sumo na żywo to nie lada gratka! Tym bardziej, że co roku odbywa się zaledwie sześć turniejów (3 w Tokyo, 1 w Osace, Nagoi i Fukuoce). Do Ryōgoku Kokugikan dotarliśmy oczywiście pociągiem. Wraz z potwierdzeniem udaliśmy się do kasy biletowej, gdzie otrzymaliśmy bilety i pieczątkę na ręce, dzięki której mogliśmy swobodnie wychodzić z areny i wracać do niej. Szybko zapoznaliśmy się z asortymentem sklepu na terenie areny – ceny były identyczne jak w każdym innym sklepie, żadnej dodatkowej marży. Nikt nie sprawdzał, czy coś wnosimy czy nie – pełne zaufanie. Z czasem, gdy na trybunach zasiadali kolejni goście okazało się, że można wnosić każde jedzenie, a nawet alkohol, z niczym nie było problemu. Chcesz oglądać walki wojowników sumo i jednocześnie sprawić sobie piknik w gronie rodzinnym? Nic prostszego! Wszak obiekty sportowe w Japonii zarabiają na sporcie, nie na przekąskach 😉

Sumo w kimonie
Wojownicy sumo poza ringiem ubierają się w tradycyjne japońskie kimona. Tłum w tle to fani 🙂

Miejsca siedzące wybieraj z rozwagą

Arena sprzedaje tyle biletów, ile posiada miejsc siedzących. Do dyspozycji widza są trzy typy miejsc: zwykłe, boksy, poduszki tuż za plecami sędziów wokół dohyō (glinianym „ringu”, na którym walczą wojownicy). Zwykłe miejsca siedzące nie różnią się niczym od europejskich – ot nawet wygodne krzesła umiejscowione w pewnej odległości od dohyō, lecz cały czas z dobrą widocznością. Są równocześnie najtańsze – ich ceny zaczynają się od 3600 jenów.

Ryōgoku Kokugikan
Arena Ryōgoku Kokugikan – widać elementy ringu oraz różne sektory z miejscami siedzącymi

Choć słowo „boks” w odniesieniu do miejsca kojarzy się z przestrzenią oddzieloną od innych i dość sporą, to skojarzenie to raczej nie sprawdzi się w przypadku boksów przy arenie sumo. Są to małe przestrzenie, 2- lub 4-osobowe, ogrodzone niską ścianką. Niestety, dla typowego Europejczyka siedzenie w boksie może okazać się złym wyborem, ponieważ nie ma tam krzeseł, tylko poduszki. Wymuszają siedzenie w pozycji klęczącej, co dla osoby nieprzyzwyczajonej może być niewygodne. Jeżeli jednak ktoś zdecyduje się wykupić boks 4-osobowy tylko dla siebie, to powinno być bardzo wygodnie. Jednocześnie, taki boks dla 4 dużych osób może okazać się za ciasny. Ceny za miejsce w boksie 4-osobowym zaczynają się od 15000 jenów, w 2-osobowym: 9200 jenów od miejsca w boksie.

Emocje w sporcie
Pojedynek zapaśników zaczyna się wtedy, gdy ich spojrzenia spotykają się

Ostatnie miejsca, czyli te wokół dohyō, dostarczają największych dawek emocji. Nie tylko dlatego, że pojedynek wojowników sumo jest świetnie widoczny. Przede wszystkim dlatego, że można przypadkiem… oberwać wojownikiem sumo. Takie sytuacje nie zdarzają się często – może trzy razy podczas całego dnia pojedynków. Są jednak niebezpieczne, w związku z czym należy zachować czujność i szczególną ostrożność. Miejsca w tym sektorze nie są sprzedawane dzieciom poniżej 6 roku życia i osobom starszym. Dzieci mogą z nich korzystać tylko pod opieką. Nie można wnosić przedmiotów, które mogą stanowić zagrożenie, aparatów fotograficznych i podobnych. Arena zastrzega sobie, że miejsce to kupuje się na własną odpowiedzialność. W razie odniesienia urazu, widzowi zostanie udzielona pierwsza pomoc. Jednakże, arena nigdy nie wypłaca odszkodowań. Cena za miejsce z możliwością spotkania 3-ego stopnia z wojownikiem – 14300 jenów.

Niebezpieczeństwo Sumo
Jeżeli zdecydujesz się na miejsce tuż przy ringu nie pozwól się zaskoczyć – zachowaj czujność i szczególną ostrożność

Tradycja pielęgnowana od 1500 lat

Sumo swe narodziny w dużej mierze zawdzięcza religii Shinto, a dokładniej tańcom rytualnym, które symbolizowały mocowanie się człowieka z bogiem. Także dwór cesarski miał istotny wpływ na rozwój sumo. Rokrocznie na dworze odbywał się festiwal sechie-sumo (festiwal samurajów), podczas którego przedstawiciele wszystkich prowincji walczyli między sobą. Była to celebracja pokoju na świecie i dobrych zbiorów. Koszty podróży na dwór Cesarza Japonii każdy wojownik opłacał sobie sam. Do dzisiaj wojownicy sumo płacą ze swojej kieszeni np. za strój. Na szczęście, najlepsi otrzymują stałe, wysokie pensje.

Dohyō
Schemat dohyō (żródło: Wikipedia)

Zarówno stroje, jak i rytuał pojedynków zachowały się w niemal niezmienionej formie do czasów obecnych. Nad ringiem wisi dach przypominający te ze świątyń Shinto. Z dachu zwisają ozdobne frędzle (fusa) symbolizujące cztery strony świata. Sam ring jest święty. Zrobiony jest głównie z trawy ryżowej i gliny, jego powierzchnia posypana jest piaskiem. Na jego powierzchni znajdują się dwie białe linie, za którymi ustawiają się przed walką wojownicy, oraz wypukły okrąg z trawy. Ring co roku jest nowy – elementy starego zabierane są przez fanów tego sportu jako pamiątki. Zasady pojedynku są dość proste: przegrywa ten, kto pierwszy upadnie lub zostanie wypchnięty poza okrąg ringu. Nie wszystkie chwyty są dozwolone – uderzanie pięściami, atakowanie oczu, duszenie, ciągnięcie za włosy, kopanie w brzuch i klatkę piersiową dyskwalifikują zawodnika. To samo grozi zawodnikowi, jeżeli zacznie ciągnąć za opaskę biodrową przeciwnika. Natomiast ciosy z otwartej dłoni, barków i głowy są zgodne z zasadami.

Sędziowie sumo
Czasami wynik pojedynku nie jest oczywisty – w takich sytuacjach ostateczna decyzja należy do sędziów

W sytuacjach spornych decyzję o tym, kto wygrał pojedynek podejmują sędziowie obserwujący walkę blisko ringu. Przed walką każdy wojownik rozsypuje trochę soli – jest to rytuał oczyszczający, którego nie należy pomijać.


Walka Juniorów

Wbrew pozorom, w sumo nie ma ograniczenia wagi. Równocześnie, przeciwnicy ustalani są nie na drodze losowania, a przez sędziów, bez sztywniejszych kryteriów. Skutkuje to tym, że wojownik może stanąć oko w oko z przeciwnikiem, który będzie dwa razy cięższy od niego. Także kraj nie ma większego znaczenia – w turniejach sumo w Japonii biorą udział zawodnicy z Meksyku, Mongolii, Hawajów, czy z Rosji. Zabawnym było usłyszeć rozmowę siedzących przed nami Japończyków, którzy obstawiali wcześniej pojedynki. Na widok jednego z zawodników krzyknęli z entuzjazmem: „Ooo! Anorectico Gaijin!”. Nietrudno domyślić się, dlaczego 😉

Chudy wojownik sumo
„Ooo! Anorectico Gaijin!” 😉

Lata treningu

Obecnego mistrza sumo nazywa się Yokozuna. Tytuł ten jest dożywotni. Kiedy sędziowie ustalający mecze zauważają, że Yokozuna zaczyna tracić formę, sugerują mu przejście na emeryturę, co wojownicy zazwyczaj czynią, aby nie stracić twarzy. Jednakże, zanim wojownik ma szansę zostać Yokozuna czekają go lata treningu i powolne wspinanie się po drabinie rankingu.

Tegoroczny Yokozuna
Yokozuna w tradycyjnym stroju

Trening młodego wojownika sumo jest bardzo wymagający. Podwójnie, jeżeli jest najmłodszym w stajni. Wstaje wcześnie rano, budzi pozostałych wojowników i przygotowuje im śniadanie. Również przygotowanie pozostałych posiłków, zakupy, pranie i sprzątanie należą do jego obowiązków. Przez większość dnia trenuje z pozostałymi wojownikami stajni, by znaleźć chwilę wytchnienia wieczorem. Zdarza się, że młodzi wojownicy są gnębieni przez starszych. Czasem próbują uciekać, ale jeżeli zostaną złapani czeka ich surowa kara. Jeśli zdecydują się odejść, oznacza to hańbę dla stajni, z której się wywodzą. A wszystko to po to, aby mieć szansę zostać Yokozuma.


Film dokumentalny z życia sumo

Nasze wspomnienia z turnieju

Zajęliśmy swoje miejsca na trybunach. Zastanawialiśmy się, z jakiego powodu tak niewielu widzów obserwuje walki. Czyżby sumo nie było tak popularne jak nam się wydawało? Okazuje się, że Japończycy cały czas darzą ten sport wielkim uczuciem, lecz przybywają dopiero na walki wojowników najwyższych rang. Choć pierwsze walki były dla nas równie ciekawe co walki bardziej doświadczonych zapaśników, to przybycie większej ilości widzów zdecydowanie wzbogaciło atmosferę. Japończycy bardzo żywo reagują na sytuację na ringu, gorąco dopingują swoich faworytów wykrzykując ich imiona – to po prostu trzeba przeżyć na własnej skórze! 🙂

Ceremonia otwarcia
Ceremonia otwarcia zawodów

Walki zapaśników o najwyższych rangach rozpoczynają się oficjalną, tradycyjną ceremonią, podczas której prezentowani są wszyscy wojownicy i obecny Yokozuna. Podczas owej ceremonii wszyscy wznoszą w górę dłonie (aby pokazać, że nie posiadają broni) i klaszczą raz (by zwrócić uwagę bogów). Dodatkowo Yokozuna tupie w dohyō, aby wygonić zło. To charakterystyczne tupanie powtarzane jest przez wszystkich wojowników przed każdym pojedynkiem tak, jak sypanie solą i płukanie ust wodą. Pojedynek zaczyna się, gdy wojownicy kucną naprzeciwko siebie i położą obie dłonie złożone w pięści na powierzchni dohyō. Takie przygotowania do walki mogą trwać nawet 4 minuty. W tym czasie wojownicy mogą kilkukrotnie używać soli i wody ku uciesze publiczności, która staje się coraz bardziej niecierpliwa i rozemocjonowana.

Widzieliśmy kilka niebezpiecznych sytuacji, w wyniku których wojownicy sumo zostali kontuzjowani. Jeden z nich upadł tak niefortunnie, że medycy wywozili go na wózku inwalidzkim, gdyż chodzenie sprawiało mu wiele bólu. Podczas nauki wojownicy także ćwiczą bezpieczne upadanie. W dodatku specjalne uczesanie chroni głowy sumo przed obrażeniami. Pomimo to, jest to sport bardzo kontaktowy i czasami niemożliwym jest uniknięcie wypadku. To właśnie żelazna dyscyplina i widmo niebezpieczeństwa zniechęcają młodych Japończyków od obierania drogi wojownika sumo.

Kontuzje w sumo
Przegrana bywa bolesna

Na początku trochę obawiałam się, że walki mogą się dla mnie okazać nudne. Ku mojemu zaskoczeniu bawiłam się wspaniale, a każda walka była interesująca. Gdybym miała okazję zasiąść na widowni po raz drugi na pewno bym to zrobiła. Ponadto, po zawodach udaliśmy się do okolicznej knajpy, gdzie zjedliśmy typowy dla wojownika posiłek, lecz o mniejszych gabarytach – zupę chunko. Jest to zupa wysokoproteinowa z różnymi kawałkami mięsa (kurczaka, wołowiny, ryby), warzywami i czasem tofu. Bardzo mi smakowała, choć samodzielnie miski tej zupy na pewno bym nie zmieściła. Polecam każdemu, kto choć przez chwilę chciałby poczuć się jak zapaśnik 😉

Chunkonabe
Przykładowe chunko (źródło: Wikipedia)

W kolejnym wpisie porozmawiamy o właśnie o jedzeniu, napojach i alkoholu… A dokładniej – będziemy imprezować z Japończykami 🙂 Zapraszam!


Ciekawe linki:

2 Replies to “Słodko-gorzkie życie wojownika sumo”

  1. Kartoflll

    Świetny artykuł!
    Czytając Twojego bloga, odnoszę wrażenie, że Japonia wcale aż taka „freaky&kinky” jak ją internet maluje nie jest 😉

    Mam nadzieję, na kolejne, równie interesujące wpisy!

    P.S. Masz bardzo fajny i lekki styl pisania, podziwiam 😉

    Pozdro!
    Bartek

    Odpowiedz
    • Justyna Maserak Autor wpisu

      Dziękuję Ci bardzo Bartku za komentarz i miłe słowa! 🙂

      Japonia ma wiele swoich dziwactw, ale wydaje mi się, że ogół internetu skupia się na nich bardziej, ponieważ są inne, fascynujące, egzotyczne 😉 Każdy kraj to przede wszystkim smak codzienności i to w podróżowaniu kocham 😀

      Zapraszam do dalszego czytania! 🙂
      Pozdrawiam!

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *