Postanowiłam, że na chwilę opuścimy Stany Zjednoczone i, póki mam jeszcze świeże wspomnienia, opowiem Wam coś o Portugalii. Była to podróż pełna rozczarowań i pozytywnych zaskoczeń, która zakończyła się naszą wielką miłością do tego kraju. Jak do tego doszło? Oczywiście, Portugalia do naszych serc dotarła przez żołądki. Zacznijmy jednak od początku.
Przereklamowana Lizbona
W stolicy Portugalii wylądowaliśmy późnym popołudniem. Szybko załatwiliśmy sprawy związane z noclegiem i udaliśmy się do centrum miasta. Przed podróżą wiele nasłuchaliśmy się od kilku znajomych i członków rodziny o wspaniałości Lizbony. Z tego powodu spodziewaliśmy się miasta w pęknie dorównującemu Wiedniowi, lecz posiadającego swój własny niepowtarzalny styl i czar. Niestety, ciężko było nam przełknąć tę gorzką pigułkę, którą zaserwowano nam po przyjeździe.
Urocza knajpka ukryta pomiędzy zaniedbanymi murami. Serwują tutaj pyszną wiśniówkę w kieliszkach z czekolady deserowej.Budynki w Lizbonie są zaniedbane, niektóre wręcz zapuszczone. Gdzieniegdzie napotkać można walące się ściany i dachy domów. Wiele ze sławnych, żółtych tramwajów przyozdobiona jest reklamami (co jesteśmy w stanie zrozumieć, choć nie uważamy tego za ładne). Na ulicach szwędają się mężczyźni, głównie czarnego koloru skóry, którzy nagminnie proponują nam marihuanę i haszysz, czasami bardzo natrętnie, innym razem w pakiecie z okularami przeciwsłonecznymi. Knajpy nie mają zbyt wielu klientów, przez co kelnerzy naganiają potencjalnych gości w taki sam sposób, w jaki robią to kelnerzy w Turcji. Dzieje się to jedynie delikatniej, gdyż „nie” rozumiane jest jako „nie”. Na ulicach koczują czarnoskórzy bezdomni – są to głównie przybysze z Angoli, którzy mieli nadzieję na lepsze życie w bogatej Europie, lecz zaskoczył ich kryzys. Tymczasem Portugalczycy wyjeżdżają z kraju. Kiedyś główną destynacją ich ucieczki była Brazylia. Teraz szukają ziemi obiecanej w coraz lepiej rozwijającej się Angoli.
Rano udało nam się trafić na tramwaj bez reklamy. Jazda takim zabytkowym tramwajem po uliczkach Lizbony jest bardzo przyjemnym doświadczeniem.Z okien domów zwisają Mikołaje wspinające się po drabinach. Na placach poustawiane są gigantyczne instalacje w kształcie prezentów, gdzieniegdzie natrafić można na lodowiska i świąteczne markety stworzone na wzór tych niemieckich. Jedynym prawdziwie świątecznym i zarazem typowym dla Portugalii akcentem jest solony dorsz. Zakorzenił się on w kulturze Portugalii już bardzo dawno temu, kiedy znamienici portugalscy podróżnicy i odkrywcy organizowali dalekie wyprawy w poszukiwaniu nowych lądów. Wtenczas suszony dorsz w solidnej solnej zbroi był w stanie przetrwać wiele miesięcy niesprzyjających warunków przechowywania. Stąd stał się bardzo popularny. Portugalczycy nie mają w swojej części oceanu dorszy, lecz sprowadzają je z innych części Atlantyku. Sam dorsz przygotowany w ten sposób nadaje się głównie do przechowywania i zjedzenie go w tej formie jest nie lada wyczynem, zwłaszcza dla turysty. Na szczęście wystarczy odpowiednio długo namoczyć dorsza i wygotować go w mleku, aby stał się przepyszny. Ach, i koniecznie pamiętajcie o oliwie z oliwek! 🙂
Ten, kto nie przepada za podróżowaniem tramwajami może wybrać tuktuka z kierowcą w pakiecie.Smutki i rozczarowania można zajeść, czyli o portugalskim jedzeniu
Rozczarowani stanem i klimatem Lizbony, a także zmęczeni chodzeniem, postanowiliśmy wrzucić coś na ruszt. Przed wyjazdem dokształciliśmy się przy pomocy różnych programów kulinarnych w temacie portugalskiej kuchni i już nie mogliśmy się doczekać, kiedy jej skosztujemy. Udaliśmy się w tym celu do pierwszej nieco zaludnionej restauracji. Trzeba Wam wiedzieć, że ilość gości w restauracji jest jednym z kryteriów, jakim posługujemy się w czasie poszukiwań – wielu gości (tym bardziej lokalnych) oznacza, że kuchnia jest pyszna i autentyczna. Zamówiliśmy ryby i baraninę. Było warto! Nie zdecydowaliśmy się jednak na zjedzenie naszej kolacji w stylu portugalskim, czyli z dużą ilością oliwy z oliwek. Portugalczycy uważają oliwę z oliwek za bardzo zdrową, wręcz ją ubóstwiają. Uważają, że dla zdrowia należy ją spożywać przynajmniej raz dziennie. Używają jej do smażenia, pieczenia oraz na zimno. Nawet, jeżeli danie przygotowane zostało z dużą ilością oliwy, zwyczaj nakazuje, aby i tak polać potrawę solidną ilością oliwy. Na zdrowie! 🙂
Percebes je się w unikalny sposób: należy obrać je ze skórzanej otoczki i zjeść zawartość. Są nawet smaczne, ale gumowate i aby je zjeść trzeba się pobrudzić 😉W portugalskich restauracjach spodobało mi się również to, że obok wejścia umiejscowiona jest oszklona wystawa ze świeżymi rybami i owocami morza, które serwują w danym miejscu. W niektórych miejscach możecie spotkać nieznanego w naszej części Europy skorupiaka zwanego wąsonogiem. Wygląda jak spiczasta muszla z jedną skórzaną nogą. Zjada się z niego jedynie zawartość owej skórzanej nogi. W smaku jest ona całkiem niezła i nie przypominała niczego mi znanego. Wąsonoga tradycyjnie gotuje się w wodzie morskiej. Kilogram tego skorupiaka jest drogi, mięsa z niego niewiele. Żyją w trudnodostępnych koloniach przyczepionych do kamieni niedaleko lądu. Z tymi koloniami wąsonogów jest w Portugalii tak samo, jak w Polsce z dobrymi miejscami do zbierania grzybów – są to pilnie strzeżone tajemnice rodzinne. W biedniejszych zakątkach kraju ze zbierania tych skorupiaków utrzymują się całe rodziny. Oficjalnie, zbieranie ich jest zakazane, gdyż jest ich niewiele i bardzo łatwo jest przypadkiem zabić całą kolonię. Dodatkowo, łatwo przy zbiorze stracić życie, ponieważ wąsonogi lubią wzburzoną wodę i trudnodostępne miejsca. Niestety, ze względu na zainteresowanie turystów, popyt na wąsonogi jest dość spory, a cena za kilogram wysoka. W związku z tym, państwowe zakazy i niebezpieczeństwo nie odstraszają nielegalnych zbieraczy.
Pomnik odkrywcówOprócz potraw z ryb i owoców morza, Portugalczycy jadają też potrawy z chleba. Te specjały pochodzą z centrum kraju, gdzie rolnicy i pracownicy dworscy otrzymywali część wypłaty w chlebie. Tak oto mieliśmy okazję zjeść w swej podróży przez Portugalię odpowiednik naszej śląskiej wodzionki – chleb nasiąknięty bulionem mięsnym (wodą ze smalcem?), z jajkiem gotowanym, ziołami i czosnkiem. Ciekawy pomysł na przekąskę można znaleźć w knajpie Sol e Pesca, gdzie jedzenie serwowane jest z puszek. Oprócz tego, w tym gorącym kraju jada się także wiele ryżu, który uprawia się właśnie w Portugalii. Ponadto popularne w kraju odkrywców są winogrona, pomarańcza, migdały i… trzcina cukrowa.
Słodkie życie
Portugalczycy uwielbiają słodycze. Większość ich wyrobów cukierniczych oparta jest na jajkach i solidnej ilości cukru – wszystko jest tak słodkie, że nie sposób wyczuć w wypiekach innego smaku. Kształty bywają różne, lecz wnętrze najczęściej jest to samo – niebywale słodka masa z żółtek jajecznych. Podobno uwielbienie do słodkich rzeczy swój początek wzięło z zakonów, gdzie zakonnicy i zakonnice produkowali owe słodkości. Wkrótce, wraz z uprawą trzciny cukrowej, pieczenie stało się bardziej ogólnodostępne. Mimo to receptura na najlepsze słodycze pozostawała w rękach pewnych zakonników, którzy chwilę przed swoim wygnaniem przekazali ten sekretny przepis jednej jedynej rodzinie. Strzeże go ona od pokoleń, a nawet robi na nim słodki biznes. W kolejce po tartę z kremem z sekretnej receptury zakonników sto się w kolejce do Pasteis de Belem nawet przez ponad godzinę (w sezonie turystycznym). My byliśmy poza sezonem, więc weszliśmy do kawiarni z marszu, a nawet znaleźliśmy wolny stolik. Zjedliśmy tartę i muszę Wam powiedzieć, że nawet gdybym musiała stać w tej kolejce po tę tartę, to nie żałowałabym 🙂



Oto Pasteis de Belem i wszystkie nasze słodkie grzeszki ze sławną tartą na czele 😉Oprócz tego samo Belem jest bardzo ładną dzielnicą, której pomniki warto zwiedzić. Polecam także wycieczkę do Aqueduto das Águas Livres oraz bliższe zapoznanie się z zamkiem. Można również wejść do wnętrza statuy Jezusa górującej nad miastem. Roztacza się z niej bardzo ładny widok. Po dwóch dniach zwiedzania Lizbony wynajęliśmy samochód. Podczas wynajmowania samochodu w Portugalii miejcie na uwadze to, że potrzebujecie karty kredytowej z limitem nie mniejszym niż 500zł. Firmy wynajmujące auta „zaklepują” zazwyczaj ok. 100 euro na wypadek, gdyby ktoś oddawał samochód z pustym bakiem. Gdy załatwiliśmy wszystkie formalności ruszyliśmy w trasę wycieczkową Sintra – Nazare – Monsanto – Porto Covo. Jesteście zainteresowani tym, co odkryliśmy po drodze? To zajrzyjcie tu niedługo! 🙂
Jedna z kilku mozaik, jakie znaleźć można na dworcu kolejowym w okolicy Aqueduto das Águas Livres. Takie kolorowe akcenty bardzo lubię!Warto zobaczyć:
