Smak wina w Teodozji

W końcu opuściliśmy naszych uprzejmych gospodarzy z Koktebel i wyruszyliśmy do Teodozji, a dokładniej: do twierdzy genueńskiej, która interesowała nas najbardziej. W niedługim czasie dotarliśmy do miasta, wysiedliśmy na dworcu i zaczęliśmy szukać sposobu dostania się do twierdzy. Mapa w GPS nie za wiele pomagała, ale za to miejscowi doradzili nam, którą marszrutkę wziąć i kiedy wysiąść.

Marszrutka nie zatrzymywała się jednak tuż pod samą twierdzą. Czekał nas jeszcze spacer pod górkę. Na szczęście, droga nie była nieurozmaicona. Mijaliśmy meczet Mufti Dżami, a także zachwycaliśmy się fenomenami ukraińskiej architektury, np. rurami, które biegną nie pod ziemią, a nad nią. Nie mieliśmy pewności, co można nimi transportować, ale zakładaliśmy, że najlogiczniejszą odpowiedzią byłby gaz.

Meczet w Teodozji
Meczet Mufti Dżami
Architektura Ukrainy
Rury z gazem

Twarde mury twierdzy genueńskiej

Za czasów swojej świetności Teodozja była jednym z najświetniejszych i największych miast świata. Stało się tak za sprawą Genueńczyków, którzy, za zgodą Tatarów, stworzyli tutaj wielkie centrum handlu. Twierdza miała na celu zapewnienie bezpieczeństwa całemu miastu i była jedną z największych w Europie.

Na terenie twierdzy zastaliśmy ludzi w ferworze pracy, a także bezpańskie psy. One również zachowywały się przyjacielsko (tak jak psy, które spotkaliśmy w Koktebel), w dwójnasób dlatego, że mieliśmy ze sobą jedzenie. Niekarmione – dawały nam spokój. Tym bardziej, że miejscowi także je dokarmiają.

Teodozyjska twierdza
Jedna z 34 wież twierdzy

Z Koktebel, a jakżeby inaczej, zabraliśmy ze sobą trochę tamtejszego wyśmienitego wina. Było bardzo słodkie i najwyraźniej z wysoką zawartością alkoholu. Dzień był słoneczny i ciepły, toteż gdy tylko skończyliśmy zwiedzanie twierdzy, rozsiedliśmy się na trawie i celebrowaliśmy tę piękną chwilę nad krymskim Morzem Czarnym. W końcu, to były nasze ostatnie chwile w jego pobliżu.

Zielona trawa
Miejsce degustacji

U bram Raju w Simferopolu

Kolejna przejażdżka marszrutką kończyła się w pobliżu lotniska w Sewastopolu. Ponieważ nie znaleźliśmy wolnych miejsc na pociąg relacji Simferopol – Kijów, wybraliśmy alternatywne rozwiązanie, jakim był lot samolotem. Jak zapewne się domyślacie, był to największy wydatek w budżecie całej naszej wycieczki.

Nocowaliśmy również w pobliżu lotniska, w hotelu o wdzięcznej nazwie „Paradise”. Był to hotel robotniczy przerobiony na hotel dla turystów i osób korzystających z usług lotniska. Niestety, z rajem wspólną miał tylko nazwę, ale było w nim czysto i ciepło, więc nie ma co narzekać. Kiedy udałam się do łazienki, aby wykąpać się, otworzyłam pierwsze lepsze drzwi z brzegu pewna tego, że będzie to prysznic. Ku mojemu zdziwieniu otworzyłam skrytkę na miotły. Nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, gdyby nie wiszące w skrytce plakaty: półnagiej kobiety, koguta i drag queen. Nie kryjąc zdziwienia szybko zawołałam towarzyszy podróży, którzy również byli nie lada zaskoczeni znaleziskiem.

Jeden z naszych kolegów, dobrze obeznany w ukraińskiej kulturze wyjaśnił nam, że drag queen to Verka Serduchka, który dostał się ze swoim talentem na Eurowizję i jest bardzo szanowaną gwiazdą w Ukrainie, a nawet przez niektórych uznawany jest za bohatera narodowego. Mimo to, nawet on nie był w stanie wyjaśnić znaczenia koguta w całej tej plakatowej kompilacji.


Verka Serduchka na Eurowizji w 2007

Zanim zasnęliśmy na dobre, dopuściliśmy się jeszcze degustacji ukraińskiego koniaku. Już za kilka godzin mieliśmy wsiąść w samolot, opuścić Krym i wylądować w Kijowie, stolicy Ukrainy. Co mi się tam spodobało najbardziej? Odpowiem w kolejnym wpisie o Ukrainie.


Źródła:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *