Ranking dań liofilizowanych, których próbowaliśmy w podróży

Trekking w dzikiej Laponii był dla nas nie lada wyzwaniem. Po raz pierwszy byliśmy niemal całkowicie odcięci od cywilizacji, której jedynymi pozostałościami były chatki dla wędrowców i spotykani raz po raz podróżnicy z różnych stron świata. Zapomnij o zasięgu, miękkim łóżku i łazience. W takich warunkach zdecydowaliśmy się na przetestowanie dań liofilizowanych z czterech firm: Adventure Food, Blå Band, Lyo Expedition i Trek’n Eat. Wszystkie nie należą do najtańszych – o wiele przystępniej cenowo wyszlibyśmy na ryżu czy makaronie z jakimiś prostymi dodatkami. Jednakże powodowani ciekawością wydaliśmy nasze pieniądze na tę czasami wątpliwą przyjemność testowania liofilizowanego jedzenia. Jeszcze jednym plusem takich posiłków jest krótki czas i prostota wykonania: wystarczy je zalać wrzątkiem, zamieszać, poczekać chwilę (to akurat czasami było trudne) i gotowe. Oto nasz subiektywny ranking dań liofilizowanych!

Miejsce 3: niemiecki Trek’n Eat

„All natural” – zapewnia mnie napis na froncie. Odruchowo sprawdzam skład. Raczej żadnych groźnych substancji tam nie ma, jest nawet 8% mięsa, ale żadnych warzyw. Nie jestem jedynie przekonana co do tego, czy substancje przeciwzbrylające i środki aromatyzujące na pewno są „all natural”. Otwieram paczkę kurczaka z ryżem w curry. Kreska, do której mam zalać jedzenie jest na zewnątrz, co nieco utrudnia zadanie, ale nie czyni go niewykonalnym. W przeciwieństwie do pozostałych dań liofilizowanych w rankingu, wszystko ma tylko jeden kolor. JEDEN. Przed zalaniem jedzenie pachniało nieco serowo, po zalaniu wodą pachnie owocami, które ma w składzie. Otwieram paczkę i zatapiam łyżkę. Obiecanego curry niespecjalnie wyczuwam. Czuję smak owoców, ale przede wszystkim przytłaczający smak soli. Gdyby nie te owoce, to całe danie byłoby bardzo niesmaczne. Odradzam i nie polecam. Chyba, że pozostałe dania tej firmy są lepsze, a ja trafiłam na najgorsze: wtedy dajcie mi znać, powtórzę test.

So close

Miejsce 2: holenderski Adventure Food – duże rozczarowanie

Na początku wszystko było perfekcyjnie. Nie mogłam się doczekać, kiedy zatopię swój łyżelec w zawartości paczki Adventure Food. Niestety, do czasu. Przyprawy bardzo szybko mi się znudziły – do zrobienia wszystkich naszych posiłków z tej firmy użyto dokładnie takiej samej mieszanki warzyw i przypraw. Po kilku razach wszystko smakowało tak samo. Rozczarowały nas także skład i nazewnictwo dań: nie były naturalne, a nazwa na froncie opakowania bywała myląca. Wyjaśnienie można było znaleźć na tyle opakowania, gdzie nazwa produktu była już inna niż ta na froncie. I tak Pasta Carbonara była tak naprawdę Pastą alla Carbonara, a to już dla mnie spora różnica. Gulasz nie był gulaszem, a ziemniakami z sosem gulaszowym, który niespecjalnie był wyczuwalny. Smakował dla mnie niemal tak samo, jak ziemniaki z warzywami. Do tego mała zawartość mięsa: 7-8% w porównaniu z konkurencją przy podobnych cenach wypada bardzo słabo. Do tego wszystkie kawałki warzyw i mięsa były bardzo malutkie, nie sposób było ich odróżnić, a ziemniaki zawsze w formie purée. Podwójna porcja wydawała nam się genialnym pomysłem, ale w praktyce jedzenie jej i przygotowanie były bardzo utrudnione: nie zawsze udało nam się dokładnie zmieszać wszystkie składniki opakowania, przez co czasem trafialiśmy na różne przykre niespodzianki. Z tego powodu wybrałam dla AF miejsce drugie w rankingu, czyli jeżeli macie alternatywę, to wybierzcie coś innego.

Prawie jak pasta carbonara

Miejsce 2: szwedzki Blå Band – oczekiwania były wielkie

Pierwsze, co rzuca się w oczy to kształt opakowania – jest ono ułożone poziomo a nie pionowo, jak opakowania pozostałych porównywanych tu firm. Uważam, że jest to bardzo dobry i praktyczny pomysł. Jedzenie od razu łatwiej się wyjada z opakowania. Po doświadczeniach z Adventure Foood nauczyłam się sprawdzać tył opakowania. Skład sugeruje, że nie jest to Pasta Carbonara, a kolejna Pasta alla Carbonara. Skład nie zachwyca, ma jakieś aromaty, cukier, mąkę ziemniaczaną, tłuszcz palmowy. Nie ma ani grama mięsa, dorzucono za to aromat dymu. Odnoszę wrażenie, że jest to kolejne liofilizowane danie, za które przepłaciliśmy. Pomimo pierwszego złego wrażenia otwarcie paczki wyzwala we mnie falę niekontrolowanej nadziei. Oto zapach przypomina mi chipsy o smaku sera. Od razu robię się głodna, bo gdzie na pustkowiu dostanę tak cudownie niezdrowy rarytas, jak chipsy serowe? Zalewamy i czekamy. Z niecierpliwością otwieram opakowanie, nabieram na łyżkę, biorę do ust i… kolejne wielkie rozczarowanie. Danie ma bardzo płaski smak. Lekko serowe, mocno słone. Pachniało o wiele ładniej przed zrobieniem. Plus taki, że jest pożywne. Mimo to nie jestem w stanie dać mu drugiego miejsca, a jedynie ex aequo drugie z Adventure Food.

Ranking dań liofilizowanych przewiduje dla Blå Band chlubne miejsce nr 2

Miejsce 1: polsko-niemiecki Lyo Expedition

Uprzedzam, nie wybrałam Lyo Expedition jako najlepszego produktu ze względów patriotycznych 😉 Był on dla mnie niekwestionowanym zwycięzcą! Przyprawy różniły się od paczki do paczki, były dostosowane do specyfiki dania. Opis na froncie opakowania dokładnie odzwierciedlał to, co było wewnątrz. Kawałki mięsa w zupie gulaszowej były bardzo duże, aż cudownie było się w nie wgryźć. W dodatku było ich całe 18%! Ziemniaki też nie były w formie purée, a w kawałkach. Dało się wyczuć pozostałe warzywa, zioła i przyprawy były widoczne w daniu. W składzie nie było niczego podejrzanego, dosłownie sama natura. Po rozczarowaniu holenderskim posiłkiem liofilizowanym, Lyo Expedition smakowało w podróży jak danie w restauracji. Do tego pomysłowy projekt opakowania ułatwiał jedzenie – po przygotowaniu można było część paczki bez problemu odedrzeć, przez co nie brudziliśmy sobie palców. Bardzo podoba mi się dbałość o detale tej firmy i chętnie zabiorę ze sobą ich posiłki w przyszłości. Dumnie nazywają się najsmaczniejszą żywnością liofilizowaną dostępną na rynku i mają, według mnie, ku temu solidne podstawy.

Pyszna gulaszowa

Podsumowanie naszego rankingu dań liofilizowanych

Mimo, że nie wszystkie dania z rankingu przypadły mi do gustu, to cieszę się, że mogłam ich wszystkich spróbować. Dzięki temu wiem, które będę brała ze sobą w przyszłości, a których będę unikać. Następnym razem spróbuję produktów liofilizowanych przed wyjazdem, żeby nie brać ze sobą tego, co nie przypadnie mi do gustu i to samo radzę i Wam 🙂 Czy Wy również mieliście jakieś doświadczenia z produktami przedstawionych powyżej firm? A może próbowaliście produktów innych producentów i chętnie sami byście coś polecili? Zapraszam Was do dzielenia się swoją wiedzą i doświadczeniem w komentarzach poniżej. Kto wie, może i je przetestuję? A na pewno pokażę Wam, jak zrobić swoje własne jedzenie wyprawowe – smaczne i zdrowe 🙂 Już wkrótce w Akademii Podróżnika!


Przydatne linki:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *