Ramadan w Stambule

Powoli dochodzimy do półmetka pięknego czasu w Islamie – Ramadanu. Zanim zobaczyłam na własne oczy, jak ten czas spędzany jest w muzułmańskim kraju, miałam okazję porozmawiać z muzułmańskimi przyjaciółmi i podziwiać ich żelazną wolę. Ramadan, z mojego punktu widzenia, jest równie piękny co trudny. Spowodowałby całkowite rozregulowanie mojego rytmu dobowego 😉

Zanim na dobre zagościmy w Turcji i otworzę drzwi do Stambułu, przybliżę Wam kilka obrazków z moich doświadczeń z muzułmanami. Zaznaczam, że każde moje spotkanie z nimi było pozytywne i z tego powodu nie rozumiem osób, które z góry nienawidzą wszystkich wyznawców Islamu, a nigdy żadnego nie poznali. Mogę jedynie przypuszczać, że kieruje nimi silny strach. Mam nadzieję, że ci przestraszeni przeczytają akapity poniżej bardzo uważnie. Nie będzie specjalnie głęboko, gdyż nie posiadam niesamowitej wiedzy w temacie Islamu – będą to jedynie moje obserwacje i informacje wyciągnięte z rozmów z moimi muzułmańskimi znajomymi. I mają takie pozostać. Mają pokazać wszystkim niedowiarkom, że mamy więcej wspólnego niż mogłoby się wydawać: przecież w pierwszej kolejności jesteśmy ludźmi.

Rozbitkowie pod Hagią Sofią
W tym pięknym, czerownym namiocie spali młodzi wędrowcy. Z wyglądu – Turcy 😉

Wiele odcieni Islamu, wiele odcieni Ramadanu

Islam nie jest czarny lub biały, jest bardzo kolorowy. Te kolory pojawiają się za sprawą Imamów, którzy czasem różnie interpretują pismo, oraz samych ludzi, którzy potrafią pewne zasady naginać lub je ignorować. W swoich podróżach spotkałam się z trzema głównymi postawami muzułmanów: bardzo swobodną (Krym, Kosowo), oddaną bez śladu fanatyzmu i obojętną (zrzeszonych agnostyków). Na szczęście na swojej drodze nie spotkałam fanatyka. Uważam jednak, że jest o nich tak samo trudno jak i u nas. Z rzeszy znanych mi Polaków, zaledwie jednego mogłabym nazwać fanatycznym.

Zrzeszeni agnostycy oraz muzułmanie lekko podchodzący do tematu Islamu są bardzo podobni do wielu znanych mi Polaków. Chodzą do swoich świątyń, modlą się, ale z resztą bywa różnie. Agnostycy otwarcie przyznają, że wykonują swoje obowiązki religijne na pokaz, ponieważ w ich kulturze tak wypada, ale nie wierzą. Ci swobodni wierzą, ale wybiórczo. Piją alkohol, Ramadan traktują po macoszemu albo nie przeżywają go wcale. Wśród nich znajdują się także i ci sprytni:

Nasz Imam mówi, że jeżeli nie mamy dostępu do WiFi, to jesteśmy w podróży. Dlatego jemy obiad tam, gdzie go nie ma. Podróżujący może spożywać posiłki za dnia – wyjaśnił z rozbrajającą szczerością muzułmanin z Pakistanu.

Wydaje się być to dość pokrętne tłumaczenie, biorąc pod uwagę informacje dostępne na Wikipedii. Ja się jednak nie znam, więc zakładam, że mają rację. Nad takimi zjawiskami ubolewał pewien Syryjczyk. Mówił, że w Syrii coraz więcej osób jest religijnych na pokaz, lecz nie wierzy naprawdę. Bardzo go ta sytuacja smuciła, ale przyznał, że nie można takich ludzi do niczego zmuszać, że trzeba ich zachęcać siłą swojej wiary i wzorową postawą.

Ramadan

Ciekawym jest obserwowanie różnic w podejściu do Ramadanu w multikulturowym środowisku. W czasie Ramadanu jada się dwa razy dziennie: gdy zajdzie słońce i zanim wzejdzie. Za dnia nie powinno się nawet pić wody. Pomimo to nie każdy stosuje się do tych zasad w 100%. Muzułmanka z Kosova nie pości wcale. Wygląda i zachowuje się jak typowa Europejka: ubiera dekolty, krótkie spodenki. Muzułmanka z Chin pozwala sobie na picie wody. Ona również pozwala sobie na dowolność w ubiorze. Muzułmanka z Bangladeszu pości tak, jak obyczaj nakazuje, przez co jest słaba i zmęczona. Nie nosi chusty na głowie, ale jej ubrania nie odkrywają ciała: ma zawsze długi rękaw, długie nogawki i sportowe obuwie. Muzułmanka z USA również pości w Ramadan, choć nie musi: jest w ciąży, czyli jednym z kilku wyjątkowych stanów, które zwalniają z poszczenia. Mimo to Ramadan jest dla niej bardzo ważny i chce go przeżyć w pełni. Z powodu braku sił przebywa głównie w domu, ale jest w stałym kontakcie z zaufanym lekarzem. Dla dobra dziecka jest gotowa przerwać post. Jej włosy są zakryte przez chustę. Wszystkie Syryjki, które poznałam, również ubierały się skromnie i nosiły chusty. Ile osób, tyle dróg. Jak u nas, nieprawdaż?

Przygotowania do modlitwy
Przygotowania do modlitwy.

Żebrzące dzieci

W niektórych miejscach w sieci przeczytać można, że w czasie Ramadanu nie warto jechać do krajów muzułmańskich, ponieważ jego mieszkańcy stają się gburowaci, nieuprzejmi, powolni i ślamazarni. W Stambule niczego takiego nie zauważyłam. Co prawda Turcy wyglądali na zmęczonych, ale byli uśmiechnięci i mili, choć nie zawsze pasowało mi to, że wodzą za mną wzrokiem (nawet kiedy się zapatuliłam). Na Jakuba reagowali bardzo pozytywnie – każdy chciał zrobić sobie z nim zdjęcie ze względu na jego bujną brodę. W braku uprzejmości nadrabiali za nich turyści, którzy bywali chamscy i hałaśliwi. Gdy tylko zaszło słońce, wszystkie biznesy pospiesznie się zamykały, dzielnice targowe dosłownie świeciły pustkami oraz wypełniała je cisza. Wszyscy, po dniu postu i ciężkiej pracy, udawali się do swoich domów na posiłek albo… zjadali go w centrum.

Piknik Ramadan

To odkrycie było dla mnie niesamowite. W okolicach Hagii Sofii, na każdym możliwym skrawku trawnika, odbywał się radosny piknik. Niektórzy wietrzyli okazję i oferowali zgromadzonym podpłomyki, kawałki owoców czy pyszne desery. Ten sam trawnik i te same chodniki, gdy tylko kończy się uczta, zaczynają służyć innym celom. Jeśli udacie się w okolice Hagii Sofii o świcie możliwym jest, że spotkacie śpiących tu ludzi. Z urody przypominają Romów, ale czy są nimi na pewno – nie jestem pewna. Wraz z pierwszymi promieniami słońca zaczynają się budzić. Przygotowują sobie śniadania, parzą herbatę. Potem znikają. Gdzie? Nie mam pojęcia, ale kolejnego dnia o świcie znowu się spotkamy.

Bezdomni w Stambule

Najbardziej w Stambule bolał mnie widok chudych, żebrających dzieci. Choć Ramadan zachęca do udzielania jałmużny potrzebującym, podejrzewam, że nawet poza dniami postu jest to dość częsty widok. Stambuł jest turystyczny, a czy cudzoziemiec z „lepszego” świata miałby odmówić biednemu dziecku z tego „gorszego”? Te dzieci są urocze – wlepiają w Twoje oczy swoje, wielkie i proszące, patrzące z wychudzonej i trochę brudnej twarzy. Łapią za rękę, do czego opiekunka-matka ich zachęca. Idą wesoło podskakując, jakbyście byli rodziną i pokazują co rusz paluszkiem jakiś smakołyk, który chciałyby dostać. Kiedy odmawiasz, uwieszają się na ręce i ciągną z całej siły. Przeliczył się ten, który myślał, że te wątłe istoty są słabe. Nie, one są bardzo silne. Tak silne, że ciągnięcie zdenerwowanej, żebrzącej dziewczynki piekło, szczypało, bolało i zostawiło moją skórę czerwoną. Za każdym razem, kiedy odmawiam żebrakom staram się wierzyć, że zrobiłam dobrze. Czy tak jest w istocie, czy ich w ten sposób nie zabijam – prawdopodobnie nigdy się nie dowiem.

Turecka przedsiębiorczość

Arabscy sprzedawcy mają w sobie dziwny czar, któremu cały czas uczę się skutecznie oprzeć. Potrafią tak wyeksponować swoje stoisko, że będzie wyróżniało się na tle innych sprzedających te same towary. Wprawieni są w wabieniu pożerających wszystko oczyma turystów. Chwila nieuwagi i już zapraszają do środka z uprzejmością słodszą od najsłodszego miodu. Będą przy tym uśmiechnięci, mili, pomocni. Podadzą towar w ręce, zabiorą na chwilę, znowu go podadzą, może tym razem z jakimś dodatkiem… W prowadzeniu tej gry osiągnęli mistrzostwo. Typowy Europejczyk nie jest na nią odporny i z przyjemnością wpada w zastawione sidła. Ja także, lecz nie robię sobie z tego powodu wyrzutów. To są zawsze cenne lekcje w nauce targowania.

Rybny kebab
Stoisko pana serwującego „rybny kebab”. Zdecydowanie wyróżniało się spośród konkurencji wokół. Co więcej, pan miał materiały promocyjne ze swoim wizerunkiem: wizytówki i opakowania z serwetkami.

Najciekawsze są takie miejsca, w których nie ma cen. Wtedy jestem pewna, że dostanę cenę przynajmniej dwa razy wyższą niż standardowa. Te negocjacje nie są czymś złym, są przyjemną przepychanką i dobrą zabawą między sprzedawcą a klientem. W Turcji to normalne, to jest część tej kultury, oni to lubią. Wrzucając turystów w ten wir negocjacji chcą zarobić, ale na pewno nie chcą ich skrzywdzić. Liczą na to, że turysta się potarguje, że także lubi tę zabawę. Lepiej pochwalić się, że trafiło się na jednego bystrzaka niż dziesiątkę dzieci we mgle 😉

Nocny handel w Stambule
Nocą w miejscach, w których normalnie stoją sklepy dla turystów, wystawiane są stragany z towarami dla miejscowych. Nie ma pamiątek, są za to buty, ubrania i artykuły gospodarstwa domowego. Nocą w Stambule pracują też nastolatkowie zbierający śmieci, za które dostaną pieniądze w skupie.

Uroki Stambułu

Stambuł przywitał nas swojskością: kurami na trawnikach, kozami na smyczy, a nawet owcami chadzającymi za swoimi właścicielami, jakby były psami. Rozbrzmiewał modlitwami z meczetów, wrzaskami mew i klaksonami samochodów. Pachniał dobrym jedzeniem. Spaliśmy w dość zaniedbanej, klimatycznej dzielnicy, w tanim hostelu z wygodnymi łóżkami i wspólną łazienką, jadaliśmy najtańszy i najpyszniejszy kebab w życiu z ajranem w zestawie. Obserwowaliśmy pucybutów i rosnące wraz z temperaturą powietrza ceny lemoniady.

Kelnerzy bywali namolni, ale i kreatywni. „Jak mogę Państwu pomóc w pozbyciu się pieniędzy?” – zapytał nas zadziornie jeden z nich. „Przepraszam Państwa bardzo, ale muszę to zrobić. Czy mogliby się Państwo zatrzymać i chociaż posłuchać, co mam do powiedzenia?” – zagadywał inny. „Wygląda Pan na głodnego”, „W Ramadan cierpimy na brak klientów, dam Państwu zniżkę!”… Rozumieliśmy ich walkę o klienta, ale przechodzenie tam kilka razy dziennie bywało bardzo męczące. W menu restauracji panował przyjemny chaos, ale to tłumaczenia zdobyły nasze serce. Wśród nich najlepszym było: plasterki północy. Szkoda, że nie spróbowaliśmy 😉

Popularnym tu zwyczajem jest… wróżenie z fusów po kawie. Kiedy jest już wypita, odwraca się filiżankę do góry dnem na spodeczek. Ze spodeczka pozwala się ściec nadmiarowi fusów z powrotem do filiżanki. Z tak powstałych na spodeczków wzorów kobiety wróżą sobie nawzajem. Tego niestety nie uchwyciliśmy na fotografiach, ale zapraszamy do zobaczenia innych migawek ze Stambułu. W tym mieście mimo że trwa Ramadan, to, za wyjątkiem kilku wyjątkowych momentów, nie sposób tego odczuć.

Skromny pucybut
Widok w UE niemal nie do zobaczenia: pucybut. Stanowisko tego pana jest bardzo skromne. Niektórzy mają je o wiele większe i pomalowane na złoto.
Mozaiki Turcja
Piękne wnętrza Turcja
Podziwiam budowniczych za wyobraźnię i dbałość o detale.
Koty w Turcji
Psy w Turcji
Koty w Stambule mają pozwalane na wiele i jest ich całkiem sporo. Psów jest za to mało, ale nie są źle traktowane. Wszystkie mają w uszach znaczniki.
Kubeczki na czaj
Typowe dla Stambułu kubeczki na słodki, turecki czaj. Można je znaleźć wszędzie: w restauracjach, kawiarniach, na płotach i balustradach promów. Design często identyczny 🙂
Turecki remik
Przy jednej z mniej uczęszczanych ulic trafiliśmy na kawiarnię, w której stoły zajęte były przez grających w remika. Zapraszano nas do udziału, ale nie podjęliśmy wyzwania 😉
Park Gulhane
Jedna z głównych atrakcji turystycznych: Park Gülhane przy pałacu Topkapı. „Przepełniony kwiatami” w tym przypadku jest niedopowiedzeniem 😉
Ruiny w Stambule
Kawałek pozostałości pałacu Bukoleon. Bardzo interesujące miejsce, które warto odwiedzić.
Pyszności z Turcji
Różne tureckie specjały: turkish delight, baklawa, kawa, herbata, köfte, pide… Brakuje kumpiru – pół miasta za nim przeszliśmy, ale warto było. I na tym się to nie kończy! Turcja jest pyszna 🙂
Tęczowe schody w Stambule

One Reply to “Ramadan w Stambule”

  1. Dorota

    Byłam w kilku krajach muzułmańskich i podczas ramadanu też. Przebywając tam szanowałam ich religię, tak jakbym chciała, aby szanowano moją. Skoro podczas ramadanu nie piją od wschodu do zachodu, to zaspakajając swoje pragnienie nie afiszowałam się z butelką pełną wody. Myślę, że potrzebny jest zdrowy rozsądek we wszystkim.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *