Podróżowanie blisko i powoli. Opowieść o odkrywaniu.

„Obecnie panująca moda promuje liczby: przejechane kilometry, zaliczone kontynenty, odwiedzone kraje, liczba zdjęć wstawionych na Fejsa. Liczy się ilość, nie jakość. Wrzucamy w siebie obrazy i informacje, pochłaniamy coraz więcej, ale wciąż jesteśmy puści. Tymczasem najpiękniejsze momenty potrafią czaić się tuż obok: za płotem sąsiada, w pobliskim polu, przy malowaniu pisanek z sędziwą Łemkinią. Czy w epoce “pożeraczy światów” można jeszcze odkryć nieodkryte? I jak to zrobić?” – tym krótkim leadem zachęciłam jury konkursu na Festiwalu Kontynenty do tego stopnia, że wystąpiłam w bloku konkursowym wraz z czwórką innych szczęśliwców: Mikołajem Dorożałą, Beatą Jakuszewską, Michałem Kaczorem oraz Bartłomiejem Kiragą.

Cóż mogę powiedzieć? Wcale nie spodziewałam się wygranej. Liczyłam, że okaże się, że to jeszcze nie jest mój czas. Życie po raz kolejny mi udowodniło, że nie ma czegoś takiego jak „nie mój czas” i trzeba być gotowym na stawienie czoła temu, co dostajemy. Tym bardziej wtedy, gdy zgłosiło się do konkursu 😉 Poniżej znajdziecie całkiem wierną transkrypcję tego, co mówiłam w swoim wystąpieniu. To te słowa posłużyły mi za jego bazę, a resztę wyrzeźbiła trema 😉


Moja prezentacja jest w dużej mierze oparta na moich własnych doświadczeniach. Przybliżę Wam moją drogę do punktu, w którym właśnie się znajduję. Nie są to jeszcze w pełni rozwinięte, dogłębne przemyślenia, ale z czasem na pewno nabiorą odpowiednich kształtów. Mimo to mają potencjał, aby już dziś stać się drogowskazami dla innych. Opowiem o kilku sposobach, w jakie możecie zmienić swój wymiar podróżowania. Opowiem Wam o odkrywaniu najbliższej okolicy, którego dokonuję codziennie od niemal roku tylko mieszkając w małej wsi. Przede wszystkim chciałabym skłonić Was do refleksji. Jestem przekonana, że podróżowanie blisko i powoli nie jest jedyną słuszną drogą, ale jedną z wielu alternatyw. Może niekoniecznie skrojoną dla Was, ale o tym zdecydujecie sami.

Kim są „Pożeracze Światów”?

Są to ludzie, którzy pogubili się przez modne aktualnie liczby. Są aktywni i bardzo energiczni, ale wszystkie swoje starania ukierunkowują na zdobycie coraz większych i bardziej imponujących liczb. Formy są różne: od prześcigania się w ilości odwiedzonych krajów, przejechanych kilometrów, zebranych na fan page lajków, przez ilość poznanych „tubylców”, po zapewnianie, że po raz kolejny odkryło się „całą prawdę”.

Współczesny świat promuje piękne, duże liczby, które postrzegane są w kategoriach „sukcesu” lub wybitnego osiągnięcia. Dodawszy do tego ludzką potrzebę społecznej akceptacji i naturalną predyspozycję człowieka do działania, otrzymujemy mieszankę wybuchową: „pożeracza światów”, który żyje w ciągłym pędzie, nie ma kontaktu ze sobą, a jego kontakt ze światem zewnętrznym jest powierzchowny. Ślizga się po rzeczywistości, jak narciarz wodny po tafli jeziora, który nigdy nie pozna, czy istnieje coś pod jego powierzchnią i co dokładnie. Ilość i odległość często nie są najważniejsze.

Nieubłagana statystyka

Aby odwiedzić wszystkie kraje na świecie, przez 50 lat, należy odwiedzać 5 rocznie. Jeżeli chce się jakiś poznać, a nie tylko zaliczyć, to 2 miesiące raczej nie wystarczą. Kiedy już oswoimy się z myślą, że zobaczenie wszystkiego może być po prostu niemożliwe, wizja zwiedzania w stylu nurka wodnego staje się nieco bardziej atrakcyjna. Tym bardziej, że aby dokonać ciekawych odkryć, nie trzeba udawać się na drugą półkulę. Przy odrobinie pracy, a przede wszystkim uważności, możemy zdziwić się wiele razy nawet przy wychodzeniu do własnego ogrodu. Podróżowanie blisko i powoli jest równie wartościowe, wielowymiarowe i wzbogacające, co zdobywanie K2. Ponieważ podróż zaczyna się w sercu, nie na mapie.

Czym jest odkrywanie?

Najczęściej jest tak, że kiedy mówimy o odkryciach automatycznie dopisujemy do nich przymiotnik „naukowe”. Tymczasem nawet sama nauka potwierdza, że niemal żadna wiedza nie jest ostateczną prawdą. Wiele się zmienia w zależności od punktu widzenia, stanu posiadanej wiedzy i tego, jak głęboko chcemy lub możemy sięgnąć. Sami naukowcy wspominają, że badania naukowe są jak poszukiwanie czarnego kota w kompletnie ciemnym pomieszczeniu, po omacku z zawiązanymi oczyma i bez pewności, że ten kot w tym pokoju faktycznie się znajduje. Centralnym punktem odkrywania jest dla mnie spotykaniem się z nieznanym, zachwytem, zdziwieniem. Z tego powodu z pewnością każdy z Was dokonuje odkryć codziennie, choć nie do końca może być tego świadomy.

Kiedy już zdefiniowaliśmy wszystko, co należało, możemy przejść do głównej części prezentacji, w której przygotowałam dla Was cztery duże narzędzia pomagające w zmianie sposobu i wymiaru podróżowania. Dzięki tym narzędziom będziecie w stanie zdecydować, który styl podróżowania jest teraz dla Was najlepszy lub zacząć podróżowanie w stylu nurka.

1. Daj sobie czas

Niecierpliwość jest naszym wrogiem. A trudno być cierpliwym, kiedy ciągle coś lub ktoś nas pogania, dzwonią telefony. Także byłam jak strzała, która wypuszczona z łuku brnie prosto do celu. Bycie tu i teraz, dawanie sobie luzu, kiedyś uznawałam za stratę czasu. Tymczasem odkrywanie wymaga go, czasem nawet całkiem sporo.

Przypomnijcie sobie zdobywanie swojego pierwszego przyjaciela. Jak wiele czasu Wam zajęło, aby go dobrze poznać? Zapewne nie były to godziny lub dni, a całe miesiące lub lata. Tak samo z nauką czegoś, w czym doszliście do perfekcji. Zapewne również była to wieloletnia, tytaniczna praca. Teraz wyobraźcie sobie, że nie spotykacie się z tym przyjacielem przez kilka lat. Spotkany po latach przyjaciel na pewno się zmienił – będziecie mogli poznać go na nowo.

Tak samo jest z każdą inną osobą i miejscem – dobre poznanie ich wymaga czasu, a pozostawienie ich na chwilę poza swoim polem widzenia powoduje, że wraca się już do czegoś lub kogoś innego. Relacje innych podróżników, zwłaszcza rzetelnych i doświadczonych, bardzo się przydają, ale Wasza prawda może być zgoła inna. Jedyne, czego potrzebujecie, to poświęcić na jej odkrycie dużo czasu, zaprzyjaźnić się z nią i powoli odkopywać.

Cypr powoli
Zdjęcie zostało wykonane w górach Troodos, we wsi Pedoulas. Tutaj po raz pierwszy powiedziałam STOP i postanowiłam nie realizować napiętego planu zwiedzania. Było warto, poczułam się tutaj jak w domu. Jeżeli miałabym wrócić kiedyś na Cypr, to wróciłabym właśnie w to miejsce.

2. Odkrywanie siebie

Aby podróżować satysfakcjonująco, należy przede wszystkim poznać siebie. W drodze do swojego „Ja” możemy dokonać wielu ciekawych lub szokujących okryć. Jak rozpocząć ten proces?

2.1. Zatrzymaj się i skoncentruj

Aby rozpocząć wędrówkę do swojego wnętrza, trzeba najpierw się zatrzymać. Nie chodzi o to, aby w każdym momencie życia być tu i teraz, co jest moim zdaniem niemożliwe, ale aby umieć przebywać w teraz choćby przez chwilę. Daje to niesamowitą okazję do samoobserwacji i odkrywania swojej osoby. Można tego dokonać na dwa sposoby: bolesny lub taki wymagający pracy.

The hard way

Składają się na niego sytuacje, które skłaniają nas do przewartościowania swojego życia, zrozumienia kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Wiele z nich jest trudnych i bolesnych, jak różnego rodzaju rozstaje na drodze życia. Może to także być coś prostszego i przyjemniejszego, jak inspirujące słowa drugiej osoby lub niesamowita lektura. W każdym z tych przypadków to okoliczności zewnętrzne skłaniają człowieka do zmiany swojego dotychczasowego życia, do wrzucenia niższego biegu, czasem wbrew jego woli. Można też pójść inną drogą…

Zatrzymywanie się samodzielnie

Kluczowymi są tutaj momenty skupienia i wsłuchania się w siebie. Praktykę można zacząć od skupiania się na swoich zmysłach. Przy pomocy zmysłu dotyku odkryłam, że objęcie dłońmi gorącego kubka herbaty o poranku, tuż przed pracą, uspokaja mnie, relaksuje i mobilizuje do działania. Zmysł smaku uświadomił mi, jak wiele szczęścia dają mi proste rzeczy, np. rozpływające się na moim języku żółtko z jajka na miękko. Kiedy oddaję się we władanie zmysłowi słuchu, to budzi się we mnie ciekawość świata i odprężam się – zwłaszcza w naturze, przy szumie drzew i śpiewie ptaków lub we własnym pokoju, kiedy o dach uderzają krople deszczu. W momentach, kiedy sekundy stają się minutami, wzrok budzi mój zachwyt i porusza duszę. W zapachu zaklęta jest dziecięca radość i niecierpliwe oczekiwanie, np. na jedzenie przepysznego ciasta, którym pachnie w całym domu.

Kiedy już nauczymy się odkrywać te wszystkie maleńkie kawałki, na które się składamy, dotrzemy do kilku niespodziewanych miejsc. Są to miejsca, których najchętniej byśmy się wyparli. Wbrew pozorom, możemy zrobić z nich bardzo dobry użytek.

2.2. Zaakceptuj „Krainę Nie Wiem”

Kiedy pierwszy raz tutaj zawędrowałam, przeżyłam wstyd i rozczarowanie. Jak to, nie wiem? Powinnam wiedzieć, to okropne, że nie wiem! W naszych czasach te słowa bywają bardzo mocno napiętnowane: mamy wiedzieć w szkole, aby nie dostać jedynki; mamy wiedzieć na rozmowie kwalifikacyjnej, aby dostać pracę; mamy wiedzieć w pracy, aby jej nie stracić. Z tego powodu automatycznie uciekamy przed przyznawaniem się do niewiedzy. A to błąd, ponieważ te dwa słowa, „nie wiem”, są wspaniałe, otwierają setki drzwi!
Wyobraźcie sobie, że wiecie wszystko. Dosłownie, pozjadaliście wszystkie rozumy. Wszyscy biją się o zatrudnienie was, ponieważ jesteście wybitnymi specjalistami wszystkich dziedzin. Każdy prezenter telewizyjny chciałby mieć Was na antenie swojego programu, dziennikarze próbują wejść drzwiami i oknami, aby zadać Wam choć jedno pytanie. Wizja dla niektórych tak kusząca, dla mnie jest tragiczną, ponieważ ma także swoje drugie, smutne oblicze. Nic was nie dziwi, nie cieszy, nie zaskakuje, bo przecież wszystko wiecie. Gdziekolwiek się nie znajdziecie, jest nudno, bo wszystko jest znane. Nie lubicie rozmawiać z ludźmi, gdyż w waszym mniemaniu, nie mają niczego ciekawego do powiedzenia. Ludzie, którzy niczego od was nie potrzebują, nie przychodzą do was na niezobowiązujące spotkania, bo wasza wiedza ich przeraża i zniechęca. Smutne, prawda?
To właśnie „nie wiem” pozwala nam cieszyć się życiem. To „nie wiem, opowiedz mi o tym” otwiera usta, umysły i serca rozmówców i czyni Was autentycznymi. Zaakceptujcie swoją niewiedzę, to dzięki niej jesteście w stanie codziennie odkrywać.

2.3. Poznaj „Republikę Brzydoty

Szok i niedowierzanie. Czy te wszystkie brzydkie, ciemne myśli na pewno są moje?
Tak, każdy ma swoją ciemną stronę, ale jej odkrycie jest dużym wydarzeniem. Wyobraźcie sobie, że ludzie są pryzmatami, którzy zniekształcają obiektywną rzeczywistość w subiektywną. To dlatego każdy widzi świat inaczej i opowieści przywiezione z podróży potrafią bardzo się różnić. Republika Brzydoty jest jedną z części naszego wewnętrznego pryzmatu. Znając ją, można założyć na nią odpowiednie filtry. Pozwala to na zrozumienie, że np. świat nie jest krwiożerczą bestią, więc ten mężczyzna, który zagadał na ulicy, pewnie nie miał złych zamiarów, tylko chciał pomóc. Gruzinka z bazaru dając podwójną cenę za kilogram pomidorów może nie chciała nikogo oszukać i nie jest chciwa, tylko wierzy, że, pochodząc z lepszego świata, możemy dać jej więcej pieniędzy. Turecki sprzedawca lodów nie zrobił nikomu na złość żądając wygórowanej ceny, tylko zaprosił klienta do negocjacji. Te wszystkie przykłady mają swoje źródło właśnie w Republice Brzydoty, czyli miejscu zamieszkanym przez negatywne myśli i przekonania. Trzymając je w ryzach, możemy odkryć na nowo zarówno siebie, jak i ludzi, i miejsca, których wydawało nam się, że znamy.

2.4. Rzuć wyzwanie Szarej Strefie Utartych Szlaków

Zastanówcie się chwilę, czy pamiętacie ze szczegółami swoją drogę do pracy, którą odbyliście w piątek rano. A czy pamiętacie, kiedy pokonywaliście ją pierwszy raz? Czy nie wydawało wam się, że zabiera ona całkiem dużo czasu?
Jeżeli pamiętacie mało, a droga wydaje Wam się zabierać mniej czasu niż na początku, to jest to całkowicie normalne. Po prostu padliście ofiarą rutyny. Nasz mózg został tak skonstruowany, że aby być maksymalnie wydajnym promuje przyzwyczajenia. Mogą one być pozytywne, np. skracać czas wykonywania pewnych czynności, lub niekoniecznie – odbierać radość z codziennych drobiazgów, na które nasz umysł nie zwraca nawet uwagi.

wiosna w Finlandii
Wystarczy poświęcić kilka sekund dziennie na zatrzymanie się w wybranym przez siebie miejscu. Zastanówcie się, codziennie, co się w nim zmienia. Co dzieje się z kwiatami, liśćmi, wystawą sklepową? Dzięki temu po pewnym czasie zaczniecie zauważać o wiele więcej interesujących elementów w swoim otoczeniu pomimo rutyny.

2.5. Poznaj siebie i swoje potrzeby

Kiedy już poznacie zasady, na których działacie, będziecie mogli zrozumieć, czego w podróżowaniu naprawdę potrzebujecie. Czy lubicie pęd i nieustającą aktywność, czy może wolicie pozostać w jednym miejscu dłużej i nasiąknąć wszystkim, co to miejsce oferuje? Jeżeli okaże się, że pęd i multum aktywności stresują Was lub nie dają satysfakcji, będziecie w stanie rozpoznać tę potrzebę i popracować nad nią. Oduczenie się czegoś, co do tej pory się sprawdzało, może być równie stresujące, co tkwienie w starym schemacie.

lapoński leming
Do pewnego momentu w moim życiu uwielbiałam akcję. Wszędzie było mnie pełno, próbowałam różnych aktywności, a zwiedzałam na maxa: aby zmieścić jak najwięcej w dostępnym mi przedziale czasowym. Później zaczęłam odczuwać niedosyt, że to nie jest do końca to, że dużo widziałam, ale mało przeżyłam. Skierowałam się więc w kierunku podróżowania nie po miastach, ale w naturze, najlepiej w górach. Cisza i spokój tych wędrówek spowodowały, że poczułam się zdrowsza. Każdy dzień przynosił niespodzianki, choć nieco innego rodzaju niż miasto: lemingi, przechodzenie przez rwącą rzekę, nieznane mi wcześniej kwiaty, pierwszą w moim życiu łąkę z prawdziwego zdarzenia. Teraz to jest tym, czego potrzebuję i co sprawia mi radość.

3. Odkrywanie przestrzeni

Dla niektórych odkrywanie przestrzeni to jedynie przejście z punktu A do punktu B. Tymczasem przestrzeń oferuje o wiele więcej, jest stworzona z wielorakich elementów. Którym, moim zdaniem, warto poświęcić szczególną uwagę?

3.1. Patrz pod nogi

Patrzenie pod nogi jest o bardzo ciekawe. W trawie tętni życiem, w zupełnie innej skali niż nasza, ale równie interesującym. Schylając się nisko, na poziom trawy, można dokonać wielu niesamowitych odkryć. Można dowiedzieć się, że osy są mięsożerne i zobaczyć, jak polują. Można dojrzeć włoski na ciałach owadów, które na pierwszy rzut oka są całkowicie gładkie. Moja przygoda z makrofotografią zaczęła się dość dawno temu, a miała na celu wyleczenie mnie z panicznego strachu przed osami, pszczołami i trzmielami. I udało się, dzisiaj się ich nie boję, a przy okazji jakiegokolwiek wyjazdu tropię owady oraz wypatruję rośliny, które wyglądałyby pięknie w kadrze. Za każdym razem odkrywam coś nowego, jakiś zachwycający szczegół, o którym nie miałam pojęcia.

Pomarańczowe koszyczki pszczoły
Dopóki nie zrobiłam tego zdjęcia, nie miałam pojęcia, że koszyczki na tylnych odnóżach pszczoły mogą być inne niż kremowe. Najwyraźniej przybierają kolor pyłku, który zebrała pszczoła.
Świerszcz
Ten owad jest jednym z tych, którzy piszczą w trawie: świerszczem. Kiedy byłam mała święcie wierzyłam, że świerszcze są pasikonikami. Za każdym razem, kiedy zbliżałam się do źródła dźwięku to właśnie one uciekały. Niedawno odkryłam, że świerszcze lubią także piasek – podczas spaceru natknęłam się na jednego, który z zapałem kopał dziurę. Dzięki kilku obserwacjom dzisiaj wiem, że świerszcze od trawy wolą ciasne przestrzenie w ziemi.
Łowik i mucha na obiedzie
Oto łowik, jeden z zaledwie dwóch mięsożernych owadów latających, które udało mi się wypatrzyć. Drugim jest osa, którą miałam okazję podglądać podczas polowania.
Zakręcony mniszek lekarski
To rozpowszechniony w całym kraju mniszek lekarski. Czy patrzyliście na niego kiedykolwiek z tak bliska, że widzieliście jego pięknie zakręcone pręciki?
pasikonik
Pasikonik wylizujący rosę z wnętrza kwiatu. Dopiero kiedy poświęciłam na jego oglądanie dłuższą chwilę zrozumiałam, że on wcale tego kwiatka nie je 😉

3.2. Daj szansę starym murom

Z podróży najczęściej przywozimy zdjęcia z miejsc rozpoznawalnych, najlepiej pięknych i doskonale zachowanych. Nie zwróciwszy uwagi na znajdujące się przy drodze stare ruiny, wiele możemy stracić. Takie mury skrywają w sobie niezwykłe historie. Eksploracja starych murów ma nawet swoją nazwę w fotografii: urbex lub haikyo.

Po raz pierwszy doświadczyłam tego na Cyprze, podczas eksploracji północnej jego części. Cypr podzielony jest na dwoje, a blisko granicy natrafiliśmy na opuszczoną, zniszczoną bazylikę. Wokół niej leżały połamane krzyże nagrobków. Weszliśmy do środka, który gołębie zmieniły na swoje gniazdo. Na ścianach napisy: Allach jest wielki”. Nasze pierwsze wrażenie było takie, że muzułmańska północ i prawosławne południe muszą się bardzo nie lubić. Moglibyśmy na tym skończyć nasz urbex, ale postanowiliśmy zatrzymywać się przy każdej kolejnej zniszczonej bazylice. Im dalej na północ, tym lepiej były zachowane. Nikt ich nie odnawiał, nie sprzątał w nich, ale nie były też otwarte. Aby wejść do środka, należało poprosić o klucz. Ikonostasy nie były połamane, na ścianach nie było napisów. Po takim doświadczeniu zrozumieliśmy, że słowa na ścianach pierwszej cerkwi wypisała ludzkimi dłońmi propaganda. Krzyże, choć zniszczone, zostały w naszej głowie ułożone w wyrazie szacunku i poczucia winy, że zbezczeszczone zostało święte miejsce.

Opuszczona bazylika
Uszkodzone nagrobki na prawosławnym cmentarzu, Cypr

I teraz wyobraźcie sobie, że ta opowieść nie jest jedyną i słuszną. Może było zupełnie inaczej? To, co teraz usłyszeliście, jest naszą interpretacją tego, co zobaczyliśmy. Mogliśmy mieć nieco racji, prawdopodobnie gdzieś zbłądziliśmy. Mimo to dokonaliśmy własnego odkrycia, własnej dekonstrukcji tego, co widzieliśmy. Wy moglibyście zinterpretować to inaczej, dokonać w tym samym miejscu zupełnie innego odkrycia. To jest piękno tego, że każdy ma swoją narrację, którą snuje od kiedy poznał słowa.

3.3. Idź tam, gdzie cię jeszcze nie było

Na wielu różnych trasach spacerowych wokół mojej wsi trafić można na krzyże. W sumie jest ich przynajmniej 12. Nie jestem przekonana co do ich funkcji. Intrygującym jest dla mnie fakt, że te krzyże stoją w różnych miejscach. Jedno jest pewne: wszystkie były świadkami niesamowitych i trudnych przemian, do jakich doszło w Dziećmarowie.

Krzyż z historią
Ten krzyż jest niesamowitym symbolem historii mojej małej wsi. Miejsca, które oryginalnie było niemieckie, ale oddano je pod panowanie Polski. Miejsca, z którego niemieccy mieszkańcy nie odeszli, ale sprowadzili się nowi: z Polski i „ze wschodu”. Ten krzyż jest równocześnie historią jednego z Polaków, który chciał się przypodobać Partii, więc niszczył niemieckie inskrypcje na tych krzyżach, będących symbolem tej samej religii, którą i pewnie on po cichu wyznawał. Przede wszystkim ten krzyż nadal stoi dumnie w tym polu i jest dowodem na to, że propaganda może wiele, ale nie jest w stanie w całości złamać naszego człowieczeństwa. Ta cała historia ukryta jest w tym jednym miejscu.
Zastanawiałam się, co bym odkryła, gdybym poszła w nieco inne miejsce. Tym bardziej, że wieś skrywała jedno z takich, w których jeszcze nigdy nie postawiłam stopy. Gdy w końcu tam zawędrowałam, moim oczom ukazywały się coraz to nowe ciekawostki. Największe niespodzianki spotkałam w polu i na strychu moich teściów, zgadniecie do czego służą te urządzenia?
Roztrząsacz
Zgrabiarka
Sieczkarnia

3.4. Ucz się od dzieci

To brzmi banalnie, ale wprowadzenie tej zasady w życie bywa bardzo trudne. Nasi znajomi mają bardzo rezolutną córkę, Helenę. Pewnego razu przyjechali do nas na ognisko. Zrobił się wieczór, a Helena zaczęła się nudzić, ponieważ była jedynym dzieckiem na całej imprezie. Aby pomóc jej w kreatywnym spędzaniu czasu, założyłam jej na głowę czołówkę i pokazałam żaby w oczku wodnym. Jest to oczko wodne w ogrodzie, o powierzchni może 7m2, na które nigdy nie zwracałam szczególnej uwagi. Do tamtego wieczora, bo oto zostałam naczelną asystentką pani naukowiec Heleny. Moim głównym zadaniem było podawanie słoika i wspomaganie jej w akcjach mających na celu łapanie mieszkańców oczka wodnego.
Tamtego wieczora spis ludności oczka wykazał: wiele ryb, przynajmniej 3 żaby, przynajmniej 2 traszki i wpadającego raz na jakiś czas nietoperza, który nawet nie zatrzymywał się, aby się napić. Po raz pierwszy w życiu widziałam traszkę. Nigdy nie przypuszczałam, że takie małe oczko wodne może wspierać tak wiele różnorodnych form życia.
To, czym dzieci różnią się od dorosłych, to ich akceptacja dla „nie wiem” i nieskrępowana wola działania. Z wiekiem uczymy się „nie wolno”, „nie wypada”, „słuchaj starszych”, „jaki wstyd”, „powinnaś to wiedzieć”. Nie zaglądałam wcześniej wieczorem do oczka z czołówką na głowie, bo to „głupie”, bo to „obciach”, bo to „nie ma sensu”, bo „po co”, a poza tym „przecież i tak niczego ciekawego tam nie ma”. A okazało się, że jest, a na pewno jeszcze nie wszystko odkryłam.

3. Odkrywanie drugich

Jest to dla mnie najtrudniejszy element odkrywania. Zawsze obawiam się, że odzywając się do kogoś naruszam jego prywatność i wchodzę nieproszona z butami w jego życie. Boję się także bycia ocenianą, choć mój strach jest bezpodstawny. Wszak osoby, które opowiadały o swoich podróżach przede mną udowodniły, że ludzie są z natury dobrzy i życzliwi.

3.1. Poznaj kogoś od kuchni

Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, dlaczego poznaje się coś właśnie od kuchni? Wytłumaczenie może brzmieć banalnie. Kiedyś życie plemienia zorganizowane było wokół ognisk. Wieczorem wszyscy członkowie grupy zbierali się przed ogniem, aby się ogrzać, zrelaksować i integrować. Z czasem zaczęliśmy budować domy i rolę miejsca przy ognisku przejęła kuchnia, w której przygotowywane są posiłki i w której stał kiedyś piec ogrzewający całe domostwo. W moim domu do dziś większość życia społecznego toczy się w kuchni. Kuchnia i wspólne przygotowywanie posiłków zbliżają, a przede wszystkim mogą dostarczyć wielu ciekawych informacji, historii i plotek. Nie chcę popadać w stereotypy, ale to głównie dlatego, że jedzeniem zajmują się kobiety. Mężczyźni częściej otwierają się przy kieliszku lub dwóch.

I tak zasiadłam całkiem niedawno w kuchni członków społeczności Łemkowskiej i pomagałam w przygotowaniach do Wielkanocy. Zjadłam zupełnie nową postną zupę – kesjelicę, którą normalnie jada się na Wigilię. Jej przygotowanie jest bardzo zbliżone do naszego żurku lub barszczu białego, ale wykonuje się ją z fermentowanej mąki owsianej. Dodaje się do niej smażoną cebulkę oraz gotowane ziemniaki. Nauczyłam się robienia pisanek w zupełnie nowy sposób – malując je woskiem. Dotychczas malowałam je farbami, oklejałam typowo miastowymi naklejkami lub wydrapywałam wzory na skorupkach zabarwionych łupinami z czerwonej cebuli, czego nauczono mnie właśnie w Dziećmarowie.

Dzięki kuchni można w łatwy i przyjemny sposób zintegrować się z lokalną społecznością. Ile razy ktoś z Was musiał pożyczyć cukier? Doskonała okazja do poznania sąsiadów! Do ciekawych sytuacji dochodzi, kiedy dostaje się w podziękowaniach ciasto. Oddając blachę nie wypada jej oddawać pustej, więc daje się w gratisie jakiś inny wypiek. Właściciele blachy obdarowani gratisem czują się zobowiązani, toteż dają w prezencie kolejny wyrób własny i tak zawiązuje się łańcuszek kurtuazji bez końca. Oprócz tego, usłyszałam wiele ciekawych i wstrząsających historii, głównie od babci, która jest dla mnie osobą niezwykłą.

3.2. Dotknij mądrości zaklętej w starości

Uwierzcie mi, warto słuchać co mają do powiedzenia starsze osoby. Wielu nie docenia ich słów i trudno im się dziwić, jeżeli słyszą jakąś historię po raz setny. Jest na to sposób: zacznijcie zadawać swoim dziadkom pytania, bo wtedy otwieracie razem drzwi do zupełnie innego świata. Starsi są skarbnicą niesamowitej wiedzy, zwłaszcza historycznej. Może się okazać, że ktoś był na Syberii, przeżył katusze obozu albo uciekał przed UPA. To jest coś, czego nie przeczytacie w żadnej, to jest też i Wasza historia.

Czasami ludzie starsi bywają źródłem mądrości życiowych, które uderzają w człowieka, jak rozpędzona ciężarówka: „nie trzęś chlebem, bo ci masło spadnie”, „Bóg źle wymyślił starość”, „najgorsze jest dożywanie”, „żyjemy w złotych czasach”. Nie wiem jak Was, ale mnie te cytaty zmuszają do zatrzymania się i przemyśleń. Przede wszystkim uzmysławiają mi, że strach jest złym doradcą, że nasz czas jest ograniczony, że żyć trzeba nie mocno a pięknie – dopiero wtedy niczego się nie żałuje.

Mądrość zaklęta w starości
Starsi ludzie potrafią wiele przekazać nawet samą swoją postawą. Przed moim wspólnym malowaniem jajek ze starszą Łemkinią, nie miałam okazji poznać osoby tak spokojnej i pogodzonej z życiem. Jej akceptacja dla tego, co się dzieje, była niesamowita. Przeżyła w swoim życiu wiele, bo i wojnę światową, i akcję „Wisła” prowadzoną w latach 1945-1947. Jej życie nigdy nie było łatwe, bo po wysiedleniu jej rodzina musiała gospodarzyć na nieurodzajnej, kamienistej ziemi. Mimo to nie reflektuje nad zmarnowanymi szansami lub tym, co mogło być a nie było. Nie walczy i nie miota się w walce, bo masło może spaść z jej chleba. Ma wszystko, czego jej potrzeba. Jest wdzięczna i spokojna. Stała się dla mnie wzorem.

3.3. Pokonaj swój strach przed autentycznym kontaktem

Często bywa tak, że boimy się zagadać, albo nie chcemy, aby ktoś z nami rozmawiał. Można w ten sposób wiele stracić, można przeoczyć prawdziwą przygodę.

Pan spotkany w Tusheti
Ten pan potrzebował pomocy przy załadowaniu ładunku na konia. Ponieważ sam był na podwójnym gazie, stanowiło to dla niego trudność. W podzięce bardzo chciał się z nami sfotografować. Było nam bardzo niezręcznie, ale nalegał. „Na Facebooka”, powiadał. Chciał nas zaprosić także do siebie do domu, ale odmówiliśmy. Mogliśmy udać, że nie rozumiemy i pójść w swoją stronę. Tymczasem mamy i zdjęcie, i historię. Pan z Gruzji nie pojawił się jeszcze na Facebooku, ale zapewne wcale się nie spodziewał, że zagości na Festiwalu Kontynenty.

Ostatnio spotkałam w głubczyckim hipermarkecie starszą kobietę, którą zachwycił oglądany przeze mnie storczyk. I tak od słowa do słowa stałyśmy się babcią i wnuczką. Chwyciła mnie za rękę i pokazała kawałek swojego dzieciństwa. Pochodziła ze wschodu, zaciągała po ukraińsku. Uciekła z rodziną i zamieszkała w Polsce. Jej tata zarządzał majątkiem pewnej bogatej rodziny, a ona oprzątała stajnie, choć bała się koni. Oczyma wyobraźni byłam z nią w tej stajni. Gdybym speszyła się i uciekła, albo spławiła ją jakąś wymówką, nadal byłybyśmy sobie obce. A tak, na chwilę stałyśmy się rodziną. Na tym polega otwartość na drugiego człowieka, której cały czas się uczę. Żyjąc w małej społeczności o bogatej historii, bardzo łatwo o takie opowieści. Jeżeli ktoś Was następnym razem zaczepi, porozmawiajcie, może odkryjecie coś ciekawego?

3.4. Okaż szacunek i zainteresowanie

Szacunek i zainteresowanie czyjąś kulturą czy też jego korzeniami pomaga nie tylko w uniknięciu wielu wpadek, ale także otwiera serca i rozplątuje języki. Na pewno doświadczyliście tego na własnej skórze choćby raz – dziękujecie komuś w jego języku, a on nagle się rozpromienia, uśmiecha i zaczyna rozmowę, co bywa krępujące, jeżeli nie znacie niczego więcej niż podstawowych zwrotów.
W mojej wsi przydaje się niemiecki. Wiele starszych osób w mojej wsi jest Niemcami, którzy pozmieniali nazwiska na polsko brzmiące, aby uniknąć nienawiści. Nauczyli się mówić po polsku bardzo dobrze, ale nadal świetnie pamiętają niemiecki. Pewnego dnia podczas prac ogrodowych usłyszałam, jak dwie starsze panie rozmawiają po niemiecku. Przywitałam je po niemiecku, co bardzo je ucieszyło. Wywiązała się między nami rozmowa w ich ojczystym języku, w której opowiedziałyśmy sobie nawzajem o każdej z nas. A to było nasze pierwsze autentyczne spotkanie. Kto wie, czego bym się dowiedziała, gdybyśmy spotykały się częściej? Czy opowiedziały mi o tym, jak uciekały przed frontem? Albo o tym, że po wojnie wieś składała się niemal z samych kobiet? I jak trudno było samym kobietom uprawiać rolę w czasie, kiedy nie było tylu udogodnień co dziś?

To, co Wam dzisiaj przedstawiłam, to nie są ostateczne prawdy i jedyne możliwości odkrywania swojego najbliższego otoczenia. Z pewnością macie także wiele swoich. Pamiętajcie, aby wszystkie eskapady w poszukiwaniu swoich własnych odkryć, i te bliskie, i te dalekie, wykonywać świadomie i z szacunkiem. Zachęcam, jeżeli nie odpowiada Wam podróżowanie w stylu narciarza wodnego, zostańcie nurkami, warto!


Chciałabym serdecznie podziękować wszystkim osobom, które wspierały mnie w tych pełnych pracy dniach przed moim wystąpieniem. Dziękuję mojemu mężowi i rodzeństwu za sumienne czytanie moich wypocin, cierpliwe wysłuchiwanie oraz gorący doping. Dziękuję księdzu Rafałowi za kilka dobrych rad, których mi udzielił i które pomogły mi, gdy wyszłam przed słuchaczy. Dziękuję Pawłowi P. oraz Pawłowi J. za inspirujące słowa otuchy, które dodały mi odwagi. Dziękuję moim rodzicom i teściom za trzymanie kciuków i wsparcie.
Dziękuję wszystkim, którzy przyszli mnie posłuchać – to naprawdę wiele dla mnie znaczyło. Dziękuję za wszystkie pozytywne komentarze, które otrzymałam po wystąpieniu – rozwiały moje wątpliwości i rozjaśniły dzień.
Wielkie dzięki dla każdego, który brał ze mną udział w tym ważnym dla mnie wydarzeniu – czy to tuż obok, czy trochę dalej. Jesteście wspaniali, wszyscy!


Strona Festiwalu Kontynenty, z której zapożyczyłam zdjęcie na okładce.


Muzyka, która była mi inspiracją przy tworzeniu prezentacji i przygotowywaniu się do wystąpienia:


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *